Działania podjęte przez władze wobec uczestników antyrządowych protestów w Zimbabwe to tylko przedsmak tego, jak rząd będzie w przyszłości reagował na niepokoje społeczne - oświadczył rzecznik prezydenta Emmersona Mnangagwy.

Działania podjęte przez władze wobec uczestników antyrządowych protestów w Zimbabwe to tylko przedsmak tego, jak rząd będzie w przyszłości reagował na niepokoje społeczne - oświadczył rzecznik prezydenta Emmersona Mnangagwy.
W Zimbabwe w zeszłym tygodniu od poniedziałku trwały protesty przeciw podwyżkom cen paliwa o 150 procent /AARON UFUMELI /PAP/EPA

Wypowiedź prezydenckiego rzecznika George'a Chara podsyciła obawy, że po obaleniu dyktatorskich rządów Roberta Mugabego Zimbabwe wraca do autorytaryzmu.

Rząd nie będzie przyglądał się bezczynnie, gdy wąskie grupy interesów stosują taką przemoc. Dotychczasowa reakcja (władz) to tylko przedsmak tego, co nadejdzie - oświadczył Charamba, który towarzyszy Mnangagwie w podróży do Azerbejdżanu.

Zapowiedział, że rząd przeanalizuje niektóre zapisy konstytucji przyjętej w 2013 roku, które w jego opinii są wykorzystywane w złej wierze przez uczestników protestów.

Rzecznik podkreślił też, że kierownictwo opozycyjnej partii Ruch na rzecz Zmian Demokratycznych (MDC) oraz sprzymierzone z nią organizacje "zostaną pociągnięte do odpowiedzialności za przemoc i rabunek" ze strony protestujących. MDC odrzuca oskarżenia o podżeganie do niepokojów.

W Zimbabwe w zeszłym tygodniu od poniedziałku trwały protesty przeciw podwyżkom cen paliwa o 150 procent. Władze twierdzą, że zginęły w nich trzy osoby, podczas gdy według obrońców praw człowieka życie straciło co najmniej 12 osób, kilkadziesiąt zostało rannych.

Prawnicy i prodemokratyczni działacze poinformowali, że setki osób zatrzymano i oskarżono o zakłócanie porządku publicznego. Wśród nich jest co najmniej czterech posłów MDC i pastor Evan Mawariri, krytyk poprzedniego prezydenta oraz inicjator masowych protestów w 2016 roku.

Lokalni działacze praw człowieka twierdzą, że służby bezpieczeństwa przeprowadzają nocne naloty na domy osób podejrzanych o udział w protestach. Szukają też tych, którzy zaczęli się ukrywać.

W niedzielę nadal częściowo zablokowany był w kraju dostęp do internetu. Taka sytuacja trwa od piątku. Według opozycji władze chcą w ten sposób zapobiec wydostaniu się za granicę informacji o brutalnym tłumieniu protestów.

Mnangagwa przejął władzę w Zimbabwe w listopadzie 2017 roku. Wtedy w wyniku przewrotu wojskowego do ustąpienia zmuszony został długoletni prezydent Robert Mugabe. Mnangagwa, który przez długi czas był bliskim współpracownikiem Mugabego, zapowiedział po objęciu stanowiska otwarcie gospodarcze na świat, co ma mu pomóc wydobyć się z potężnego kryzysu, będącego spuścizną Mugabego.

Opracowanie: