“Robinson Crusoe” dryfował na oceanie 15 miesięcy. Podejrzewają go, że zjadł kolegę

Rybak José Salvador Alvarenga wypłynął z młodszym kolegą w listopadzie 2012 roku na mające potrwać dwa dni połowy tuż przy wybrzeżu Meksyku. Dopadła ich burza, łódź straciła sterowność, a fale i prądy morskie zepchnęły kuter w głąb oceanu. Kiedy nie wrócili do domów, wszczęto akcję poszukiwawczą, ale po jakimś czasie została ona zawieszona. Łódź z rybakami przepadła bez śladu.

Jak się okazało, aby przeżyć, mężczyźni jedli złapane ryby i ptaki, pili krew żółwi i własną urynę. Organizm 22-latka nie tolerował takiej diety. Po jakimś czasie mężczyzna zmarł.

Nie był w stanie zjeść surowego mięsa, cały czas targały nim torsje. Próbowałem zatykać mu nos, żeby cokolwiek przełknąć, ale on tylko wymiotował - relacjonował później te wydarzenia José Salvador Alvarenga.

Na krótko przed śmiercią Ezequiel Cordoba wymógł na starszym koledze obietnicę, że ten nie zje jego ciała, przekaże je matce, żeby mogła go pochować - pisze "The Independent".

Alvarenga przechowywał ciało zmarłego kolegi na pokładzie, ale po wielu upalnych dniach ostatecznie zdecydował się wrzucić je w głębiny oceanu.

W styczniu 2014 roku cudem znaleziono 37-latka przy życiu na Wyspach Marshalla. José Salvador Alvarenga wyglądał jak prawdziwy "Robinson Crusoe".

Ale to nie koniec tej historii. Teraz rodzina zmarłego Ezequiela Cordoby żąda od uratowanego rozbitka miliona dolarów. Twierdzi, że to odszkodowanie za fakt, iż rybak zjadł ich zmarłego krewniaka.

José Salvador Alvarengas zaprzecza oskarżeniom. Twierdzi, że rodzina zmarłego kolegi zażądała od niego pieniędzy dopiero wtedy, gdy dowiedziała się, że w planach ma spisanie i opublikowanie swoich wspomnień. A co za tym idzie, ma nadzieję na udział w ewentualnych zyskach. 

(j.)