"Tego nie można opisać słowami, zabrakło mi tchu" - tak Kanadyjka Lyneth Mann-Lewis opisuje moment, gdy zadzwoniła do niej policja i poinformowała ją, że jej zaginiony syn żyje. Jermaine Allan Mann został uprowadzony przez swojego ojca w 1987 roku. Miał wtedy zaledwie 21 miesięcy. Przez wszystkie te lata matka nie traciła nadziei, że uda jej się odnaleźć syna.

W 1986 roku Lyneth Mann-Lewis i jej mąż Allan Mann zdecydowali się na separację. Ich mały syn pozostał pod opieką matki w Toronto. Ojciec miał prawo do odwiedzin. Podczas jednej z takich wizyt, w 1987 roku, mężczyzna uprowadził dziecko. Chłopiec miał wtedy 21 miesięcy.

Jermaine’a Allana Manna poszukiwała zarówno kanadyjska, jak i amerykańska policja. Przez 31 lat nie udało się jednak wpaść na trop ojca i syna. Przełom nastąpił 26 października. Wtedy 66-letni Allan Mann został aresztowany w Vernon w Connecticut w Stanach Zjednoczonych. Posłużył się bowiem sfałszowanymi dokumentami podczas wynajmu domu. Jego prawdziwa tożsamość wyszła na jaw.

Okazało się, że Jermanine Allan Mann przez 31 lat był przekonany, iż jego matka nie żyje.

Pani syn żyje, znaleźliśmy go - gdy usłyszałam te słowa w telefonie, zabrakło mi tchu - wspomina Lyneth Mann-Lewis. Dodaje, że godziny, które minęły od momentu, gdy dostała tę wiadomość, do spotkania z synem, ciągnęły się w nieskończoność.

Kobieta wspomina, że gdy po raz pierwszy zobaczyła syna, nie była w stanie wykrztusić nawet jednego słowa. Chwyciła go jedynie za rękę. Chciałam się upewnić, że jest prawdziwy. "Mój Boże, to moje dziecko" - powiedziałam - opowiada.

Matka i syn spędzili wiele godzin na wspólnej rozmowie. Teraz, jak podkreśla kobieta, czeka ich długi proces ponownego stawania się rodziną.

(mpw)