Do Brukseli przyjedzie w najbliższych tygodniach forpoczta polskich urzędników z kręgu premiera - dowiedziała się dziennikarka RMF FM w Brukseli. Będą oni przygotowywać przeprowadzkę Tuska, szukać mu rezydencji, formować jego przyszły gabinet, ale także zapewnić jak najsprawniejsze merytoryczne przejęcie dokumentów i spraw po Hermanie Van Rompuy’u.

Tusk będzie urzędować w obecnym budynku Rady UE (jednym z jego architektów jest Polak, Ludwik Konior), zwanym od nazwiska XVI-wiecznego flamandzkiego filozofa "Justusem Lipsiusem". Jednak może już pod koniec przyszłego roku - a najpóźniej z początkiem 2016 - przeniesie się do nowego budynku, który właśnie powstaje i zwany jest złośliwie "jajem Van Rompuy'a", z powodu owalnego kształtu centrum. Już zaczyna się jednak mówić o "jaju Tuska".

Budynek budzi od samego początku kontrowersje, bo w dobie kryzysu będzie kosztować unijnych podatników około 330 mln euro (po uwzględnieniu inflacji, w 2004 roku szacowano koszty na 240 mln euro).

"Najazdu z Polski" nie będzie

Polski premier nie będzie mógł w Brukseli zatrudnić rzeszy swoich współpracowników. Niektórzy unijni dyplomaci obawiają się takiego "najazdu z Polski". Nie ustalono jeszcze wprawdzie reguł zatrudnienia, ale prawdopodobnie będzie go obowiązywać taka sama zasada jak komisarzy, którzy nie mogą zatrudnić w swoim gabinecie więcej niż 6 osób ze swojego kraju. Tusk będzie więc musiał zatrudniać także urzędników włoskich, hiszpańskich czy francuskich.

Tusk będzie musiał wynająć sobie rezydencję w Brukseli. Nie wiadomo jeszcze, ile otrzyma na to pieniędzy, bo Herman Van Rompuy mieszkał we własnym domu pod Brukselą.
 

(mpw)