To nie miało być porwanie, a jedynie przejażdżka - tak porywacz małej Mai spod Szczecina tłumaczy, dlaczego uprowadził dziewczynkę. Szczecińska Prokuratura Okręgowa ujawniła, co zeznali i porywacz, i 10-latka.

Zeznania różnią się i to znacząco. 10-latka, w obecności psychologa, opowiedziała przed sądem, że została uprowadzona. Nogę złamała, gdy po nieudanej próbie ucieczki z auta porywacza, Adrian M. brutalnie wrzucił ją na tylne siedzenie. Mężczyzna do postawionych przez prokuratora zarzutów przyznał się tylko formalnie. Złożył wyjaśnienia, które tym zarzutom zaprzeczają. Tłumaczył, że nie miał zamiaru porywać dziecka, chciał ją tylko zabrać na przejażdżkę samochodem i odwieźć, zanim ktokolwiek by się zorientował - mówi prokurator Jacek Powalski. Według porywacza, dziecko złamało nogę podczas próby ucieczki. Adrian M. twierdzi, że Maja się przewróciła.

Do Polski trafił już samochód, którym mężczyzna uprowadził dziewczynkę oraz wszystkie zabezpieczone przez niemiecką policję ślady. Śledczy przesłuchali też mieszkającą w Polsce i w Berlinie rodzinę mężczyzny. Interesowało ich, czy ktokolwiek mógł wiedzieć o zamiarach Adriana M. Przesłuchany został również mężczyzna, który znalazł but dziewczynki. Maja wyrzuciła go specjalnie, aby naprowadzić funkcjonariuszy na trop porywacza.

Teraz śledczy chcą przepytać rodzinę Adriana M. z Wielkiej Brytanii, aby dowiedzieć się, w jakich trafił do Polski. Prokurator Powalski mówi o deportacji mężczyzny z Wielkiej Brytanii do Polski, ale o szczegółach, jej warunkach i o tym, czy Adrian M. powinien był siedzieć w polskim więzieniu za poprzednie uprowadzenie dziecka - wiadomo będzie więcej, gdy nasi śledczy otrzymają komplet akt sprawy. Może to potrwać nawet kilka miesięcy.

Nie ma wciąż wniosku o zbadanie Adriana M. przez biegłego psychiatrę. Mężczyzna co najmniej do połowy lipca pozostanie w areszcie. Za porwanie dziecka, jego uwięzienie i złamanie dziewczynce nogi, grozi mu 5 lat więzienia.

(es)