"Zbadany przez nas bombowiec Douglas A-20, służył w siłach rosyjskich" - mówią naukowcy z Gdańska o samolocie, który w zeszłym tygodniu próbowali podnieść z dna Bałtyku. Kolejna próba najwcześniej w maju przyszłego roku. We wtorek badacze pokazali w Gdańsku zabytki już wydobyte z wraku.

Wszystkie wydobyte z samolotu i jego okolicy przedmioty trafią wkrótce do Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. Wśród nich są między innymi 3 karabiny maszynowe browning, elementy wyposażenia kabiny pilota, wskaźnik horyzontu czy radiostacja.

Część z tych urządzeń jest z opisami rosyjskimi, w związku z tym, nie ma już wątpliwości, że ten samolot służył w siłach rosyjskich. Dużo rzeczy zostało na dole, między innymi sam fotel pilota z osprzętem, z manetkami. Ale podnieśliśmy też takie drobiazgi jak pasek zegarka, czy lusterko tylnego strzelca. Również elementy samych skrzydeł. Jeden z płatów nośnych został wydobyty, jest u nas w pracowni - mówi Iwona Pomian, kierownik działu badań podwodnych w Centralnym Muzeum Morskim w Gdańsku. 

Zaznacza, że celem ostatniej akcji nie było wydobycia wraku, a jego gruntowne zbadanie. Badania trwały dwa tygodnie. Mimo wszystko próba podniesienia samolotu planowana jest na przyszły rok. Najwcześniej dojdzie do niej w maju. To jest tylko kwestia dobrej pogody. Potrzebne będzie 4-5 godzin bez fali, aby przeprowadzić całą operacją. Wrak jest objęty ochroną - to decyzja dyrektora Urzędu Morskiego. Jest uczulona straż graniczna. Najbardziej boimy się tego, że jeśli ktoś będzie próbował tam zanurkować i będzie rzucał kotwicę, może uszkodzić jego poszycie. Apelujemy do wszystkich, żeby jednak przez najbliższe pół toku omijali miejsce, w którym leży wrak - tłumaczy Iwona Pomian.

Jak dodaje, do tej pory na badania wraku wydano około 130 tysięcy złotych.