PiS żąda wyjaśnień, SLD mówi o grandzie w biały dzień - to partyjne reakcje na zawartość katalogów IPN. W opublikowanych wczoraj materiałach Instytutu europosłowie Marcin Libicki z PiS, Marek Siwiec z SLD i związany z lewicą Dariusz Rosati wymieniani są jako współpracownicy tajnych służb PRL. Europosłowie zdecydowanie zaprzeczają.

Dla lewicy zaprzeczenia posłów zamykają temat. Ostatecznie. Sekretarz generalny SLD twierdzi, że wyjaśnienia Siwca i Rosatiego są przekonujące i nie ma już o czym mówić. Moim zdaniem ani jeden, ani drugi nie był tajnym współpracownikiem i to, co się dzieje to jest po prostu granda w biały dzień - mówi Grzegorz Napieralski.

PiS również wierzy w niewinność Libickiego, ale w parze z wiarą idą żądania, by wyjaśnił, skąd wzięły się dokumenty IPN oraz groźba, że dla lustracyjnych kłamców nie ma w partii miejsca. Rozminięcie się z prawdą jest na pewno przesłanką statutową, by z taką osobą się po prostu pożegnać - brzmi stanowisko PiS.

Dochodzenie prawdy na temat zawartości teczek nie musi się jednak ograniczać do forum partyjnego. Każdy, kto znalazł się w katalogu IPN może wystąpić do sądu z wnioskiem o sprostowanie zapisu na własny temat.