Zarzut zabójstwa usłyszał ojciec trzymiesięcznej dziewczynki z Łodzi. Teraz prokuratorzy będą rozważać, czy 26-letni Arkadiusz A. trafi do tymczasowego aresztu. W prokuraturze nadal jest przesłuchiwana matka dziewczynki -19-letnia Martyna P. Niewykluczone, że kobieta usłyszy taki sam zarzut.

Nadia miała rozlegle obrażenia głowy, siniaki na twarzy i połamane żebra. Sprawa wyszła na jaw wczoraj, gdy matka wezwała pogotowie do martwej córki.

Dziecko - jak wynika z sekcji - miało połamane żebra, a na ciele siniaki, które mogły powstać nawet kilka dni przed śmiercią. To dowody na to, że już wcześniej znęcano się nad Nadią.

Prokuratura będzie sprawdzać, jak to możliwe, że wcześniej nikt nie zauważył, iż dziewczynka była bita. Rodzina matki dziecka była pod nadzorem MOPS-u. Rodzina korzystała z pomocy finansowej i wsparcia pracownika socjalnego. Według rzecznika łódzkiego MOPS Igora Mertyna z informacji pracownika socjalnego wynika, że nie było żadnych przesłanek świadczących o zaniedbaniach w stosunku do dziecka. Partner matki miał stałą pracę, a młoda kobieta uczyła się.

Krwiaki i obrzęk mózgu to przyczyna śmierci dziecka, jaką wykazały wstępne wyniki sekcji zwłok - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania. Na głowie i twarzy dziewczynki stwierdzono siniaki, a także złamania aż sześciu żeber, które noszą cechy gojenia. Te obrażenia mogły powstać nawet na kilka dni przed śmiercią - dodaje Kopania. Ostateczne decyzje, jakie zarzuty usłyszą rodzice Nadii, podejmie prokuratura. Niemniej, biorąc pod uwagę rozmiar obrażeń oraz nasilenie przemocy, która musiała się łączyć z ich powstaniem, wysoce prawdopodobne jest, że można mówić o zabójstwie - tłumaczy rzecznik łódzkiej prokuratury.

W poniedziałek około 9 pogotowie ratunkowe zostało powiadomione przez matkę o śmierci niespełna trzymiesięcznej Nadii. Ratownicy zobaczyli wtedy siniaki na twarzy dziewczynki i powiadomili policję oraz prokuraturę. Jeszcze przed wezwaniem pogotowia rodzice mieli kontaktować się z położną, która poleciła im wezwać ratowników. Z przeprowadzonej sekcji zwłok wynika, że dziecko zmarło kilkanaście godzin przed wezwaniem karetki. Mogło się to stać w nocy lub na ranem. W śledztwie wyszło na jaw, że kiedy rodzice stwierdzili, iż dziecko nie żyje, próbowali jego zimne ciało ogrzać grzejnikiem.

(mpw)