Zarzut nieumyślnego spowodowania śmiertelnego wypadku postawiła wodzisławska prokuratura ojcu 7-latki, który w grudniu 2010 r. w Turzy Śląskiej zorganizował tragiczny w skutkach kulig. Ciągnięte przez psy sanki z dziewczynką wpadły pod samochód. Dziewczynka zmarła w lutym.

Podejrzany przyznał się do winy i skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień - powiedział zastępca prokuratora rejonowego w Wodzisławiu, Rafał Figura.

W najbliższych dniach do wodzisławskiego sądu trafi akt oskarżenia w tej sprawie. Choć za nieumyślne spowodowanie śmiertelnego wypadku może grozić od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia, prokuratura na pewno nie będzie się domagała tak surowego wyroku. Biorąc pod uwagę okoliczności sprawy, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary - powiedział prok. Figura.

Do wypadku doszło 26 grudnia. W świąteczną niedzielę, po zmroku dziecko jechało po lokalnej, publicznej drodze na zwykłych sankach, ciągniętych przez dwa psy husky. Przed zaprzęgiem samochodem jechał 42-letni ojciec dziecka. Psy pociągnęły sanki na przeciwny pas ruchu. Jadący z naprzeciwka kierowca mitsubishi na widok psów zaczął hamować, wpadł w poślizg i uderzył w sanki wiozące dziecko. Z opinii biegłych wynika, że nie miał żadnych szans uniknąć zderzenia - podkreślił prok. Figura. Obaj kierowcy byli trzeźwi.

Był to drugi w podobnym czasie tragiczny wypadek podczas organizacji kuligu w woj. śląskim. 18 grudnia w Sączowie sanki z dwojgiem dzieci, ciągnięte przez samochód terenowy ich ojca, na zakręcie wjechały pod miejski autobus. 10-letni chłopiec zginął na miejscu, jego o dwa lata młodsza siostra w bardzo ciężkim stanie trafiła do szpitala. Akt oskarżenia w tamtej sprawie trafił do sądu w połowie marca. Został do niego dołączony wniosek o wymierzenie ojcu uzgodnionej przez strony kary, bez konieczności przeprowadzenia procesu.