Sąsiadka rodziców dwuletniego Szymona z Będzina, oskarżonych o zabicie swego dziecka, przyznała w czwartek przed sądem, że zauważyła nagłe zniknięcie chłopczyka. Jak zeznała, była tym zaniepokojona i swoimi obserwacjami podzieliła się z opieką społeczną.

Jak zapewniła, nie zdawała sobie jednak sprawy, że doszło do tragedii i nie skojarzyła, że na opublikowanych w mediach zdjęciach znalezionego w stawie w Cieszynie dziecka jest właśnie Szymon.

Sąd Okręgowy w Katowicach kontynuował w czwartek przesłuchiwanie świadków w toczącym się od września procesie. Jadwiga Cz. powiedziała, że była prawdopodobnie jedyną sąsiadką, która widziała Szymona żywego. Pewnego dnia razem z mężem złożyła kilkugodzinną wizytę w domu obecnych oskarżonych. Jak mówiła, Szymon był bardzo spokojnym, grzecznym dzieckiem.

To była normalna, zwyczajna rodzina. Nigdy nie było słychać awantur, nie wiem też nic o nadużywaniu alkoholu
- zeznała Jadwiga Cz. Jak dodała wszystkie dzieci - Beata Ch. i Jarosław R. mają jeszcze dwie córki - wyglądały normalnie, nie widziała na ich ciałach żadnych śladów przemocy. Nie było żadnych niepokojących oznak, jeśli chodzi o opiekę nad dziećmi. Nic nie wskazywało też na niewłaściwe relacje pomiędzy oskarżonymi - powiedziała sąsiadka.

"Mąż mówił: Nie interesuj się"



Jadwiga Cz. zeznała, że zaniepokoiło ją zniknięcie Szymona. Od pewnego czasu Beata i Jarosław, gdy wychodzili z mieszkania, mieli z sobą tylko dziewczynki. Mąż mówił: "Nie interesuj się, co cię to obchodzi? Może jest u babci, może jest chory" - wspominała kobieta.

Jednak - dodała - nieobecność dziecka trwała zbyt długo, a Jarosław i Beata przestali otwierać obcym drzwi. Kobieta zeznała, że dwukrotnie mówiła przedstawicielkom MOPS-u, które nie mogły się dostać do środka, że sąsiedzi mieli troje dzieci, a ostatnio widuje tylko dwoje.

Świadek zeznała, że śledziła w mediach historię chłopczyka, którego ciało znaleziono w stawie w Cieszynie, ale - jak zapewniła - nie skojarzyła tego faktu ze zniknięciem dziecka sąsiadów. Nie rozpoznała Szymona na opublikowanych zdjęciach. Pytana, jak zareagowała, gdy okazało się, że to Szymon, odpowiedziała: Byłam zszokowana.

Na czwartkową rozprawę sąd wezwał także trzech innych świadków. Dwóch z nich nie stawiło się na rozprawie, a ojciec Beaty Ch. skorzystał z prawa do odmowy złożenia zeznań.

Rodzice Szymona obwiniają się wzajemnie


Rodzice Szymona wzajemnie obciążają się winą. Ich wyjaśnienia dotyczące okoliczności śmierci dziecka są całkowicie sprzeczne. Zdaniem Beaty Ch. 24 lutego 2010 r. Jarosław R., nie mogąc uspokoić płaczącego Szymona, po raz pierwszy miał go uderzyć. 27 lutego ojciec miał zadać Szymonowi kolejny silny cios pięścią w brzuch. Tego samego dnia dziecko zmarło. Jarosław R. twierdzi, że to Beata Ch. nadepnęła na brzuch Szymona, a chwilę wcześniej klęczała na dziecku, leżącym na wersalce.

Rodzice próbowali reanimować dziecko, ale na pomoc było już za późno. Jeszcze w dniu śmierci zwłoki syna przewieźli samochodem do Cieszyna, gdzie porzucili je w stawie. Policja długo nie mogła ustalić, kim jest znalezione dziecko. Rodziców chłopca zatrzymano dopiero w czerwcu 2012 r. Grozi im dożywocie.

Śledztwo ws. śmierci dziecka prowadziła Prokuratura Okręgowa w Bielsku-Białej, która przyjęła wersję bliższą wyjaśnieniom Beaty Ch., jednakże o zabójstwo Szymona oskarżyła oboje rodziców. Przyjęła, że godzili się na śmierć dziecka, nie udzielając mu pomocy, pomimo konieczności natychmiastowego podjęcia leczenia. Akt oskarżenia trafił do sądu w czerwcu tego roku.

(jad)