To wydarzenie jest ciosem dla Kościoła – tak sprawę abpa Wielgusa komentuje Marek Zając, publicysta „Tygodnika Powszechnego”. Gość Faktów RMF FM przypomina, że biskupi w memoriale uznali, że samo przyrzeczenie lokalności wobec władzy wrogiej Kościołowi jest ciosem wymierzonym w sumienie księdza i grzechem publicznym.

Konrad Piasecki: Marku czy masz poczucie, że to co dzieje się w tej chwili w pałacu arcybiskupim to największy od lat dramat, ale i błąd polskiego kościoła?

Marek Zając: To na pewno sytuacja dramatyczna, ale obawiam się, że można nazwać ją także poważnym błędem. Myślę, że w sumieniu wielu ludzi rodzi się w tym momencie bardzo poważny konflikt.

Konrad Piasecki: Błędem nieodwracalnym. Czy jest tak, że po tych dzisiejszych uroczystościach i niedzielnym ingresie fotelowi, który właśnie w tej chwili obejmuje arcybiskup Wielgus już nic nie zagrozi?

Marek Zając: Wiemy, że kościelna komisja historyczna przekaże swoje materiały do Watykanu i Watykan może oczywiście odwołać arcybiskupa Wielgusa z urzędu. Jeżeli jednak Stolica Apostolska utrzyma decyzję, no musze przyznać, że jako katolik przyjmę ją w duchu posłuszeństwa, ale zarazem powtórzę, w sumieniu pozostaną pytania.

Konrad Piasecki: Czy uważasz, że przy tym wszystkim co wiemy w tej chwili o działalności arcybiskupa Wielgusa, Watykan może rzeczywiście zdecydować o odebraniu mu urzędu?

Marek Zając: Postanowiłem, żeby w kontekście sprawy arcybiskupa Wielgusa nie używać już słów „niemożliwe”.

Konrad Piasecki: Czyli wszystko jest jeszcze możliwe? A jak polski Kościół będzie trwał dalej po tym wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku dni?

Marek Zając: Zobaczymy. Po sprawie, aferze arcybiskupa Juliusza Paetza na szczęście nie było masowego odchodzenia od Kościoła, autorytet Kościoła tak bardzo nie ucierpiał. Wierzę w mądrość polskich wiernych, także tych, którzy nie zgadzają się z decyzjami arcybiskupa Wielgusa. Wierzę, że nadal pozostaną w Kościele.

Konrad Piasecki: Marku, obserwując z oddali tę zamkniętą dla postronnych i w sumie straszliwie smutną uroczystość, potrafisz znaleźć w sobie zrozumienie dla arcybiskupa Wielgusa?

Marek Zając: Dziwię się, że arcybiskupowi odpowiada taki klimat, jaki wytworzył się wokół objęcia rządów w archidiecezji. Porównajmy chociażby klimat, w jakim zapewne odbędzie się jego ingres z ingresem kardynała Dziwisza. Ingres ma być świętem lokalnego Kościoła. Ten ingres będzie upływał w cieniu teczek.

Konrad Piasecki: Dlaczego w takim razie arcybiskup Wielgus – twoim zdaniem – zdecydował się na obejmowanie urzędu w takiej atmosferze.

Marek Zając: Arcybiskup powtarza, że sumienie ma czyste i jego sumienie pozwala mu objąć rządy w archidiecezji. Mam wrażenie, jakby z faktu objęcia tych rządów uczynił niejako papierek lakmusowy swojej niewinności.

Konrad Piasecki: Czy można mieć czyste sumienie po podpisaniu deklaracji współpracy z komunistycznymi służbami specjalnymi?

Marek Zając: To oczywiście pytanie do spowiednika arcybiskupa Wielgusa. Warto zacytować memoriał Episkopatu Polski, który biskupi przyjęli w sierpniu już zeszłego roku. Tam padło stwierdzenie, że samo przyrzeczenie lojalności wobec władzy wrogo nastawionej do Kościoła i religii jest ciosem wymierzonym w sumienie księdza. Co więcej, współpraca z wrogami Kościoła jest zawsze grzechem publicznym.

Konrad Piasecki: To są dwie ważkie kwestie. Po pierwsze, ta kwestia współpracy, ale też przypomnijmy, że arcybiskup Wielgus po prostu został złapany na kłamstwie. Na początku mówił, że niczego nie podpisywał, potem – kiedy rzecz się wydała – przyznał, że rzeczywiście podpisał, choć twierdzi, że podpisał, kiedy na niego krzyczano i wywierano presję. Jest tak, że osoba złapana na współpracy i kłamstwie obejmuje dziś jedną z najpoważniejszych funkcji w polskim Kościele. Czy to nie jest nazbyt ciężka dla słabnącego polskiego katolicyzmu próba?

Marek Zając: To jest na pewno bardzo duża próba dla sumień wielu ludzi. Najgorsze jest oczywiście pęknięcie. Jak słyszeliśmy w relacji reporterki radia RMF, jedni księża klaszczą, kiedy ksiądz arcybiskup obejmuje diecezję, inni są smutni i zażenowani. Tak być nie powinno. To pęknięcie – moim zdaniem – oczywiście nie doprowadzi do schizmy. Takiego potencjału schizmatycznego w polskim Kościele nie ma i – moim zdaniem – nie będzie. Natomiast gorszą często sytuacją jest emigracja wewnętrzna. Nie byłoby dobrze, gdyby część wiernych, np. omijała katedrę w Warszawie.

Konrad Piasecki: Kościoły na świecie mają swoje afery finansowe, obyczajowe. My mamy afery lustracyjne. Milczenie, umywanie rąk w sytuacji skandalu zawsze kończy się podobnie – coraz mniej siły, coraz mniej autorytetu, coraz mniej wiernych. Czy to - twoim zdaniem - realne zagrożenie w Polsce?

Marek Zając: To oczywiście poważne zagrożenie, ponieważ po śmierci Jana Pawła II – tak uważam – Kościół w Polsce każdego dnia pracuje na własny autorytet. Przedtem byliśmy niejako w świetle, w blasku Jana Pawła II. Teraz w każdego dnia, począwszy od szeregowego proboszcza, skończywszy na arcybiskupie, Kościół pracuje na własny autorytet. To wydarzenie – moim zdaniem – jest dla tego autorytetu ciosem.

Konrad Piasecki: A na ile – twoim zdaniem – ten Kościół jest podzielony na tych, którzy dziś z pochyloną głową i ze wstydem mówią, że to jest ciężka dla nich próba – ta nominacja dla arcybiskupa Wielgusa, i na tych, którzy jak ojciec Rydzyk mówią, że sprawa Wielgusa to balon napompowany przez liberalnych przeciwników konserwatysty, czyli właśnie arcybiskupa metropolity Warszawy.

Marek Zając: Oczywiście trudno tu przeprowadzić jakiekolwiek badania statystyczne, ale trzeba przyznać, że jakikolwiek podział w Kościele jest zawsze raną, jest zawsze bolesny. Jedną z cnót Kościoła, jedną z jego cech charakterystycznych powinna być jedność, zwłaszcza jedność w tak ważnych momentach jak obejmowanie rządów w archidiecezji warszawskiej.

Konrad Piasecki: I ostatnie pytanie: Twoim zdaniem, hierarchia kościelna na ile jest dzisiaj bliższa temu „Kościołowi łagiewnickiemu”, a na ile „Kościołowi toruńskiemu” – mówiąc symbolicznie?

Marek Zając: Mam wrażenie, że w tym momencie wszelkie podziały na Kościół łagiewnicki i toruński tracą na znaczeniu. Mamy w przypadku ingresu arcybiskupa Wielgusa do czynienia z najdziwniejszymi sojuszami. Mam wrażenie, że stanęli tu przeciwko sobie przede wszystkim ci, którzy wierzą arcybiskupowi Wielgusowi i ci, którzy chcieliby wierzyć arcybiskupowi Wielgusowi, ale nie potrafią lekceważyć faktów.