Nie będzie wniosku o tymczasowy areszt dla Janusza P., który w Sieradzu oblał Leszka Millera skisłym mlekiem. Prokuratura uznała, że wystarczy, jeśli mężczyzna będzie dwa razy w tygodniu zgłaszał się na policję. Poza tym dowody, jakie mają śledczy, czyli m.in. nagrania z dwóch kamer i zeznania świadków, są bardzo mocne i obciążające tylko Janusza P.

55-latek został już zbadany przez psychiatrów, którzy stwierdzili, że w chwili ataku na lidera SLD był poczytalny.

Mężczyzna usłyszał wcześniej zarzut naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego. Grozi mu do 3 lat więzienia.

Do incydentu doszło w piątek wieczorem w Sieradzu, gdzie Miller wraz z innymi politykami SLD uczestniczył w koncercie muzyki poważnej. Po zakończeniu koncertu do lidera Sojuszu, który rozmawiał z grupą gości, podszedł mężczyzna i rzucił w jego głowę torebką foliową wypełnioną - jak się okazało - mlekiem.

Jak poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sieradzu Józef Mizerski, Janusz P. przyznał się do winy. Wyjaśnił, że rzucił w Millera torebką, bo według niego "poseł był zbyt honorowany na koncercie". Rzecznik dodał, że 55-latek znany jest w lokalnym środowisku, bo często uczestniczy w akcjach protestacyjnych.