Co najmniej dwa dni nie będzie żadnych podziemnych prac w kopalni Pniówek w Pawłowicach w rejonie, gdzie wczoraj pojawił się metan. Obecnie czujniki nie wykazują tam już żadnych podwyższonych stężeń tego gazu. Na razie specjalistom z kopalni nie udało się jednak ustalić, dlaczego doszło do wycieku metanu.

Z rejonu wycieku metanu wycofano wczoraj bezpiecznie siedmiu górników. Jak poinformowała rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w Katowicach, zaalarmowały ich nietypowe odgłosy górotworu w pobliżu przodka, gdzie drążono nowy chodnik. Pracownicy usłyszeli niepokojące dźwięki i zdecydowali o wycofaniu się z tego rejonu. Krótko potem czujniki potwierdziły, że gwałtownie wzrosło tam stężenie metanu, co oznacza, że nastąpił gwałtowny wypływ dużej ilości tego gazu - powiedziała rzeczniczka.

Początkowo przypuszczano, że w wyrobisku mogło dojść do wyrzutu metanu i skał. Takie zjawisko miało miejsce kilka lat temu w kopalni Zofiówka, również należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW). Zginęło wówczas trzech górników.

Według informacji WUG, w ciągu kilkunastu minut w tym rejonie wydzieliło się w sumie 1550 m sześc. metanu, co spowodowało skokowy wzrost stężenia tego gazu do 26-28 proc. Potem stężenie systematycznie spadało - już kilkanaście minut później osiągnęło dopuszczalne 2 proc., a potem jeszcze spadło. Potwierdza to, że wypływ metanu prawdopodobnie miał incydentalny charakter - po niecałej godzinie skład kopalnianego powietrza wrócił samoistnie do normy.

Metan wybucha w stężeniu od 5 do 15 proc. Przy stężeniu 28 proc., jakie odnotowano w kopalni Pniówek, atmosfera w wyrobisku nie nadawałaby się do oddychania. Gdyby górnicy nie wycofali się na czas, ich życie byłoby w niebezpieczeństwie.