Nawet kilka tysięcy osób mogła oszukać grupa, która okradała klientów klubów go go. "Wśród poszkodowanych jest m.in. obywatel Stanów Zjednoczonych, który z firmowej karty stracił prawie milion złotych" - powiedziała oficer operacyjna CBŚP. PAP ustaliła, jak okradani byli goście tych nocnych lokali i jakie kwoty stracili. Podczas akcji policjanci oprócz lokali przeszukali też krakowską centralę klubów, w której funkcjonowało profesjonalnie wyposażone centrum monitoringu.

W poprzedni weekend policjanci z CBŚP rozbili grupę przestępczą, której członkowie są podejrzani o rozboje i oszustwa na szkodę klientów klubów nocnych go go. Akcja była przeprowadzona w 22 klubach w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku, Sopocie, Lublinie, Rzeszowie, Łodzi, Katowicach, Bydgoszczy i Zakopanem. W nalotach na lokale brało też udział CBA i KAS. Wszystko odbywało się pod nadzorem Prokuratury Krajowej.

Oficer operacyjna CBŚP, która rozpracowywała tę grupę opowiedziała, jak funkcjonowały zarządzane przez przestępców lokale. Grupa przestępcza działała na zasadzie dawnych klubów "Cocomo". Każdy z klubów zachowywał pozorację odrębności, jednak jak się okazało, kolejne podmioty gospodarcze były ze sobą powiązane, tworząc sieć klubów nocnych - tłumaczyła policjantka. Zarządzane z Krakowa (tam znajdowało się centrum monitoringu), okradały klientów w całej Polsce.

Każdy ruch klienta był nagrywany

Kluby były tak obłożone monitoringiem, że nagrywani byli wszyscy. I pracownicy i klienci. Jak tylko klient pojawiał się przed klubem zaczynał być nagrywany, ponieważ pierwsza kamera była zainstalowana już przy wejściu. Wyjątkiem były toalety, gdzie rzeczywiście tych kamer nie było - mówiła.

Śledczy mają zabezpieczony cały monitoring, który jest dokładnie analizowany. Gdy klient orientował się, że został oszukany i zgłaszał sprawę na policję, wtedy członkowie grupy tak montowali film z monitoringu, aby udowadniał, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem - opowiada policjantka.

"Ocena" klienta pod względem zasobności jego portfela

Policjantka przekazała, jak wyglądał modus operandi przestępców. Zazwyczaj było to tak, że klient wchodząc do klubu otrzymywał darmowego drinka lub drinka w ramach wejściówki, jeżeli wejście było płatne. I od tego momentu większość pokrzywdzonych nie wiedziała, co się dalej z nimi działo. Mają jedynie przebłyski świadomości, w których przypominają sobie jakąś konkretną sytuację - podkreśliła. Śledczy wciąż ustalają, co było dosypywane do drinków, natomiast już wiedzą, że środek ten zmieniał klientów w zupełnie bezwolnych, bezmyślnie wykonujących wszystkie wydawane im polecenia..

Następnie klient był "oceniany" przez panie, które pracowały w klubach, pod względem potencjalnej zasobności portfela. A kiedy klienci przychodzili w grupach, to zadaniem personelu było ich rozdzielić i nie dopuścić do tego, żeby razem wyszli. Nawet, jeżeli jednemu udało się wyjść, to absolutnie nie mogli dopuścić do tego, żeby wywołał kolegę bądź spowodował, żeby ktoś inny po kolegę przyszedł - podała.

Następnym etapem było szybka lustracja portfela i kieszeni klienta. Panie sprawdzały, jakie gość ma karty. Były do tego specjalnie wyszkolone, żeby wiedzieć jakie są limity na konkretnych kartach, również zagranicznych banków - zaznaczyła.

Następnie panie zaczynały "pracę" nad danym klientem. Chodziło o to, żeby był co ok. 10-15 minut "kasowany" na jak najwyższą kwotę. W międzyczasie cały czas był "częstowany" alkoholem. Nawet, jeżeli klient domagał się wody to otrzymywał wodę z wódką, a jak prosił o piwo to otrzymywał piwo z wódką. Nie było szansy, żeby człowiek pijąc to, co mu podawali zapanował nad stopniem swojego upojenia - relacjonowała.

Policjantka podkreśliła przy tym, że klienci klubów prawdopodobnie sami podawali kelnerkom pracującym w klubie piny do swoich kart. Przed wejściem do większości klubów stały też bankomaty. Kobiety mogły wychodzić z klientami, którym zablokowały kartę w aplikacji telefonicznej do bankomatu, żeby klient mógł ją odblokować. W bankomatach mogły sprawdzić też, ile dany klient ma na koncie - poinformowała.

Cel - "złowić" jak najbogatszego klienta

Policjantka powiedziała również, że kobiety pracujące w klubach funkcjonowały w różnych miejscach w Polsce - w zależności od potrzeb. Na przykład, gdy były targi w Poznaniu, to "najbardziej skuteczne i przebojowe" panie jechały do Poznania. Podczas konkursu w skokach w Zakopanem, jechały do Zakopanego. Chodziło o to, żeby "złowić" jak najbogatszego klienta i wyciągnąć od niego jak najwięcej pieniędzy - podała.

W klubach, żeby zachować wymagany poziom usług i wszelkie standardy, działali też kontrolerzy nazywani "tajemniczymi klientami". Podstawieni przez właścicieli klubów mężczyźni, którzy mieli sprawdzać, jak się nimi zajęto, jak ich zapraszano oraz co się działo z nimi w klubie. Te osoby miały absolutny zakaz spożywania napojów - mówiła.

Według śledczych grupa mogła oszukać nawet kilka tysięcy osób. W samym Krakowie mamy około tysiąca zgłoszeń. Zbieramy jeszcze informacje, ile osób mogło zostać pokrzywdzonych. Pamiętajmy też, że część ofiar nie zgłosiła się do nas z różnych przyczyn m.in. ze wstydu. Jednak od kilku dni zgłaszają się kolejni pokrzywdzeni - podkreśliła.

Wyczyszczone konta, zaciągnięte kredyty

Wśród nich był m.in. młody chłopak, świeżo zatrudniony w pierwszej pracy, w której miał zarabiać niecałe 3 tys. złotych. Do klubu został zwabiony na piwo przez młodą dziewczynę. I choć na pozór był mało atrakcyjną ofiarą, również na takich niemajętnych klientów oszuści mieli sposób. Młody mężczyzna tego, co działo się w klubie, nie pamięta. Dopiero później odkrył, że z lokalu wyszedł z kredytem na 90 tys. złotych zaciągniętym w aplikacji bankowej.

Kolejnym poszkodowanym jest stateczny pan w wieku około 50 lat, który wszedł do klubu z kolegą. Nie pamięta nic od momentu przekroczenia progu lokalu, pamięta jednak dobrze, jak obudził się następnego dnia w nieznanym mieszkaniu z obcym mężczyzną, który również nie wiedział, jak się tam znalazł. 50-latek stracił około 35 tys. zł, tyle miał na kartach - powiedziała policjantka.

Przez grupę oszukany został również około 40-letni obywatel Stanów Zjednoczonych, który wszedł do klubu mając przy sobie 15 różnych kart. Wszystkie zostały wyczyszczone do zera. Stracił około 300 tysięcy złotyc" - podała. Ale to wciąż nie był rekordzista.

945 tys. zł stracił inny Amerykanin przebywający w Polsce. Została wyczyszczona jego karta firmowa - opowiada policjantka.

Był również pan, który przyszedł do klubu w swoim rodzinnym mieście. Nad ranem nie wiedząc, gdzie jest, wsiadł do taksówki i pojechał 300 km do hotelu w innym mieście. Z pobytu w klubie nic nie pamięta. Stracił w nim około 60 tysięcy złotych - dodała oficer operacyjna CBŚP. Kosztowny musiał też być zamówiony kurs.

Nie wiadomo, jaką substancją odurzano klientów

Śledczy sprawdzają, czym mogli być "odurzani" klienci klubów go go. To wymaga specjalnej ekspertyzy Instytutu Ekspertyz Sądowych, który pracuje na próbkach pobranych przez nas w klubach. Pobraliśmy je praktycznie ze wszystkiego, co się w klubie znajdowało na przykład próbki alkoholi, owoców, lodu, soli, syropów do drinków - zaznaczyła.

Jednak wszystko wskazuje na to, że sposób działania tej substancji jest zbliżony do GHB. Substancja ta sprawia, że człowiek nie traci kontroli nad sobą, może się zachowywać w miarę normalnie, nie jest nieprzytomny, natomiast nic nie pamięta i bezrefleksyjnie wykonuje polecenia - tłumaczyła.

Okres rozkładu tej substancji w organizmie jest bardzo krótki. Już po około czterech godzinach bardzo trudno jest ją wykryć. Natomiast taka substancja nie ulega rozkładowi poza ustrojem organizmu człowieka. Jeżeli znajdowała się na przykład w butelkach z alkoholem w klubach, to zostanie wykryta w pobranych próbkach - podkreśliła policjantka.

"Niejeden garnizon policyjny mógłby pozazdrościć takiego centrum zarządzania"

Z kolei rzeczniczka Centralnego Biura Śledczego Policji Iwona Jurkiewicz w rozmowie z PAP zaapelowała do osób, które również zostały przez grupę oszukane, a jeszcze nie zgłosiły się na policję. Pokrzywdzeni mogą zgłosić się do najbliższej jednostki policji i złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa z informacją o tym, że śledztwo prowadzą policjanci z Zarządu w Krakowie CBŚP - podkreśliła rzeczniczka CBŚP.

Osoby pokrzywdzone proszone są o dostarczenie wszystkich wydruków bankowych z kont za okres, kiedy padły ofiarą przestępstwa. Bardzo ważne jest, aby dostarczyć listę przeprowadzonych transakcji potwierdzonych i odrzuconych, ponieważ z naszych ustaleń wynika, że jeśli np. cztery transakcje doszły do skutku i zostały ściągnięte pieniądze z konta, to z reguły usiłowań takich pobrań było znacznie więcej - tłumaczyła Jurkiewicz.

Jak na początku tygodnia podali śledczy, zatrzymali 22 osoby. Podczas akcji oprócz lokali przeszukali też krakowską centralę klubów, w której funkcjonowało wspominane centrum monitoringu. Myślę, że niejeden garnizon policyjny mógłby pozazdrościć takiego centrum zarządzania, jakie działało w tej grupie. Ponad 100 dużych monitorów podpiętych do ośmiu serwerów, które z kilkuset kamer zbierały dźwięk i obraz z klubów znajdujących się w różnych miastach. Wszystkie dane były skrupulatnie zapisywane. Zabezpieczyliśmy ponad 4 tysiące 3- i 4-terabajtowych dysków. Dane na tych dyskach były przechowywane, opisane. Są bardzo dobrze zarchiwizowane przez grupę - przekazała śledcza.