Dwie osoby zginęły w wypadku autobusu i cysterny, do którego doszło na trasie krajowej nr 27 między Zieloną Górą i Nowogrodem Bobrzańskim. W szpitalu przebywa obecnie pięciu rannych, dwóch jest w ciężkim stanie. "Były dwa potężne uderzenia, ludzie zaczęli latać po autokarze" - opowiada reporterowi RMF FM pasażer autokaru. Przyznaje, że miał wiele szczęścia, bo zazwyczaj siada tuż za kierowcą, a tym razem wybrał środkowe miejsca.

Do wypadku doszło przed godziną 9. Ze wstępnych ustaleń wynika, że autobus po zderzeniu z pustą cysterną do przewożenia mleka zjechał z drogi i uderzył w drzewo. Prawdopodobnie przed zderzeniem cysterna wpadła w poślizg.

Jak ustalił reporter RMF FM Adam Górczewski, w wypadku zginął kierowca autobusu i jeden z pasażerów. Do Szpitala Wojewódzkiego w Zielonej Górze trafiło dziesięciu rannych, pięciu z nich wypuszczono już do domów.

W akcji ratowniczej uczestniczyło dziewięć zastępów straży pożarnej, sześć karetek pogotowia i dwa śmigłowce lotniczego pogotowia z Zielonej Góry i Poznania. Trasę udało się odblokować dopiero po godzinie 19:00.

"Miałem usiąść za kierowcą, ale poszedłem na środek autokaru"

Naszemu reporterowi udało się porozmawiać z panem Waldemarem Raczyńskim, który jechał autobusem. Ja jechałem autokarem z dzieckiem. Miałem usiąść zaraz za kierowcą, ale usiadłem dalej. Na łuku drogi jechała z naprzeciwka cysterna. Wpadła w poślizg i zaczęła tak bokiem sunąć na nas. Kierowca zdążył tylko trochę odbić w prawo. Dwa potężne uderzenia - pierwsze w cysternę, ludzie zaczęli "latać" po autokarze, a drugie uderzenie w drzewo. Zginął kierowca i pasażer, który siedział za nim - opowiadał mężczyzna.

Pasażer przyznał, że miał wyjątkowe szczęście: Można powiedzieć, że ta decyzja (by nie siadać za kierowcą - RMF FM) uratowała mi życie. Zawsze siedzę w autokarze obok kierowcy albo zaraz za nim, żeby dobrze widzieć, bo sam jestem kierowcą. Teraz też miałem tak usiąść, ale poszedłem na środek autokaru. Dzięki temu mam tylko lekkie obrażenia głowy.

Polskie drogi coraz bardziej niebezpieczne

Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że wypadki na polskich drogach pochłaniają coraz więcej ofiar. W ubiegłym roku zginęło w nich 4114 osób, czyli o 11 procent więcej niż rok wcześniej. Ta liczba może jeszcze wzrosnąć - nawet o 130 osób, gdy pod uwagę weźmie się osoby zmarłe w szpitalach w ciągu 30 dni od wypadku.

W ubiegłym roku wzrosła również sama liczba wypadków - do 39,4 tysięcy, czyli o 2,5 procent w porównaniu z rokiem 2010.

Pogarszające się drogowe statystyki zaczęły martwić posłów, którzy rok temu podnieśli limity prędkości. W przyszłym tygodniu posłowie powołają podkomisję do spraw transportu, która ma wystąpić do premiera z apelem o analizę przyczyn wypadków i propozycje rozwiązań. Być może będzie to pomysł zmniejszenia limitów prędkości.