"Stres mnie mobilizuje" - twierdzi poznanianka Viktoria Nowak, zwyciężczyni Eurowizji dla młodych tancerzy w czeskim Pilźnie. Jak wspomina swoje początki w tańcu? "Nie tryskałam entuzjazmem. Miałam przekonanie, że balet jest przestarzały. Nie podobały mi się te wszystkie kolorowe sukienki" - mówi w rozmowie z Adamem Górczewskim.

Adam Górczewski, RMF FM: Wiktoria, czujesz się najbardziej roztańczoną Europejką?

Na tę chwilę mogę powiedzieć, że jestem. Ten rok przyniósł mi naprawdę wiele wrażeń, wiele sukcesów, których się w ogóle nie spodziewałam. Jestem bardzo szczęśliwa i myślę, że tak - jestem roztańczoną Europejką.

Viktoria Nowak: Mówisz, że się nie spodziewałaś, ale to chyba nie jest przypadek tylko efekt twojej pracy?

Raczej nie przypadek. Muszę przyznać, że pracowałam od rana do wieczora, ciężko nad tym pracowałam, dawałam z siebie wszystko. Choć myślę też, że konkursy to jest pewnego rodzaju loteria. Czasem wydaje mi się, że wszystko jest ok, ćwiczę na sali i wszystko wychodzi, natomiast wychodzę na scenę i wystarczy jedno potknięcie, chwila nieuwagi i to, co wypracowałam na sali może po prostu kompletnie nie odbyć się na scenie.

W ostatni piątek, na finale konkursu Eurowizji dla młodych tancerzy, takiego potknięcia nie było.

Nie było, z czego się bardzo cieszę. W sumie zauważyłam, że stres w moim przypadku jest bardzo mobilizujący. Zazwyczaj jest tak, że na tej scenie nie mam potknięć, z czego się bardzo cieszę. Ostatnio nawet pytano mnie, czy przewróciłam się kiedyś na scenie (sama byłam w szoku, bo nigdy w życiu nie zadałam sobie takiego pytania) - nigdy nie przewróciłam się na scenie.

Skoro dotąd ci się to nie zdarzyło, to pewnie ci się nie zdarzy. Skoro stres działa na ciebie mobilizująco, to jest to doskonała recepta na sukces.

Tak, tym bardziej, że mam do czynienia z innymi tancerkami, z innymi dziewczynami ze szkół z zagranicy czy z innego miasta i są tacy ludzie, którzy po prostu ze stresem sobie nie radzą. To stres, który nie pozwala im dać z siebie wszystkiego na scenie. Być może właśnie dlatego zdarzają się jakieś potknięcia czy jakieś upadki. Ten stres po prostu zabiera im pewność siebie i ciało też zupełnie inaczej reaguje. Dlatego ja jestem bardzo szczęśliwa, że w moim przypadku ten stres jednak pozwala mi wykonać układ tak, jak chcę. Chociaż wiadomo... zawsze są jakieś techniczne niedociągnięcia.

Ile godzin dziennie tańczysz?

Myślę, że będzie z 6 godzin na pewno.

Ale sama praca to nie wszystko - masz pewnie talent. Czujesz to, że twoje ciało po prostu kocha tańczyć?

Ciężko mówić mi o sobie, czy mam talent - może nie do końca mnie to oceniać. Czuję jednak, że mam łatwość, mam coś takiego, że nie mam problemu z okazywaniem emocji na scenie. Co jest, uważam, bardzo ważne, bo tańczyć może każdy, ale żeby ten taniec, ten układ, żeby ten ruch był interesujący, musi być na niego naniesiona jakaś dawka emocji, musi być to "coś" w tym. Widzowie, ludzie, którzy mnie oglądają, rodzina, znajomi mówią, że ja mam to "coś". Po konkursach, które udaje mi się wygrywać myślę, że to może być prawda.

Słyszałem, że jak pierwszy raz usłyszałaś "zajęcia taneczne" to nie tryskałaś entuzjazmem?

To prawda. Nie tryskałam entuzjazmem. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do planów, jakie sugerowała mi mama. Wtedy miałam przekonanie, że balet jest przestarzały - sama nie wiem, dlaczego. Nie podobały mi się te wszystkie kolorowe sukienki. Czułam, że to nie jest dla mnie, ale stwierdziłam, że spróbować zawsze można, nigdy nie wiadomo, co z tego może być. Spróbowałam i nie żałuję. Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom, zwłaszcza mamie, bo to był głównie jej pomysł. Teraz, po tych 10 latach, bo trenuję już 10 lat, nie wyobrażam sobie życia bez tańca. To jest po prostu już część mojego życia i wiem, że gdybym tego nie robiła, nie byłabym szczęśliwa.

Podpisałaś pierwszą poważną umowę?

Jeszcze nie podpisałam, ale jestem bardzo bliska tego. To poznański Teatr Wielki. Tylko nie miałam czasu - non stop byłam gdzieś, często za granicą, ale muszę się w końcu za to zabrać. Dzisiaj odebrałam świadectwo ze szkoły, więc muszę je zanieść i w końcu podpisać tę umowę.

Ale jesteście dogadani?

Jesteśmy dogadani. Tyle, że raczej nie chcę się zamykać w Polsce. Chciałabym wyjechać, to jest moje marzenie. Myślę, że po Poznaniu chciałabym sobie jeszcze pojechać do Warszawy, tam się trochę podszkolić i potem ruszyć za granicę, bo Warszawa, wiadomo, to Opera Narodowa. Stamtąd łatwiej jest się wybić, mnóstwo choreografów przyjeżdża właśnie tam. Jeśli kierują się do Polski, to Warszawa jest takim punktem, w którym wszyscy się zbierają.

Będziesz szła tanecznym krokiem przez życie?

Na pewno, ale moim marzeniem jest też - jak już skończę tańczyć - zostać choreografem. Chciałabym też nauczać ludzi tego, czego sama się nauczyłam w życiu.