Strażacy zakończyli przeszukiwanie kamienicy przy ul. Noakowskiego w Warszawie, w której eksplodował wczoraj najprawdopodobniej gaz. Jest pewne, że w zniszczonych wybuchem mieszkaniach nikogo nie było. Dzisiaj na miejscu pracował będzie inspektor nadzoru budowlanego, który oceni, którzy z setki mieszkańców kamienicy będą mogli wrócić w najbliższym czasie do swoich mieszkań.

W eksplozji, do której doszło przed godziną 13 w mieszkaniu na pierwszym piętrze 6-piętrowej kamienicy, rannych zostało pięć osób. W rejonie wybuchu zawalił się strop. Służby odcięły dopływ gazu, prądu i wody do budynku.

Kamienicę przeszukała specjalna grupa ratownicza Państwowej Straży Pożarnej z dwoma psami. Pod gruzami nie znaleziono ludzi.

W wyniku wybuchu uszkodzony został także miejski autobus, który przejeżdżał tamtędy w chwili eksplozji. Oprócz mieszkańców kamienicy obrażenia odniosła także jedna osoba jadąca autobusem.

Ustalamy, co mogło być przyczyną tego wybuchu - czy mógł być to wybuch gazu, czy jakaś inna przyczyna - podał kom. Andrzej Browarek z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji.

Z nieoficjalnych informacji Polskiej Agencji Prasowej wynika, że jednemu z mieszkańców kamienicy odcięto w ostatnim czasie dopływ gazu za nieuregulowanie rachunków. Prawdopodobnie w tym mieszkaniu była butla gazowa i być może to właśnie ona była przyczyną wybuchu - stwierdził informator PAP.

Służby potwierdzały wczoraj, że z budynku wyniesiono dwie butle gazowe. W budynkach, w których użytkowany jest gaz ziemny, nie wolno użytkować butli z gazem propan-butan. Dlaczego te butle znajdowały się w tym budynku, to zadanie dla biegłych i policji - mówił rzecznik PSP Paweł Frątczak.

Kamienicę i opuszczone przez ewakuowanych lokatorów mieszkania zabezpieczyli policjanci. Będziemy zabezpieczać to miejsce do momentu, kiedy wszystkie mieszkające tam osoby albo wrócą do swoich mieszkań, albo zabiorą swoje rzeczy. Wiemy, że mieszkały tam m.in. osoby starsze, które zostawiły w mieszkaniach leki, mieszkańcy pozostawili też m.in. dokumenty i wszystko, co potrzebne jest do normalnego funkcjonowania - mówił wieczorem rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Mrozek. Zaznaczył, że jeśli będzie taka możliwość, każdy z mieszkańców będzie mógł wejść do swojego mieszkania w asyście policjantów i zabrać to, co jest mu potrzebne. Mieszkania dalej będą pilnowane, mieszkańcy nie powinni bać się, że ktoś ich okradnie - zapewnił.

Noc z poniedziałku na wtorek stu mieszkańców kamienicy musiało spędzić poza domem. Zatrzymali się głównie u rodziny i znajomych, a sześć osób trafiło także do pokojów hotelowych w warszawskim Ośrodku Sportu i Rekreacji. Dzisiaj, po spotkaniach we wspólnocie mieszkaniowej i zespole zarządzania kryzysowego, mają dostać informację, co dalej. Pierwsze prognozy nie są jednak optymistyczne. Do budynku na pewno co najmniej przez miesiąc albo i więcej nie będzie można wejść, z tego, co właśnie mówiła pani z zarządu wspólnoty mieszkaniowej - usłyszał od jednej z kobiet reporter RMF FM Paweł Balinowski.

Ci lokatorzy, którzy będą najdłużej czekać na powrót do swoich mieszkań, trafią najprawdopodobniej do miejskich lokali zastępczych.