Do dwunastu lat więzienia grozi dwóm porywaczom z Wrocławia, którzy w poniedziałek dla okupu uprowadzili córkę biznesmena, 23-letnią Monikę. Śledczy ustalili, że ci sami sprawcy w czerwcu i lipcu napadli na banki we Wrocławiu. Ukradli w sumie 140 tysięcy złotych. Mężczyźni zostali zatrzymani wczoraj po akcji grupy antyterrorystycznej.

Porwanie 23-letniej Moniki było w pewnym sensie przypadkowe - przestępcy nie mieli wcześniej nic wspólnego ani z ofiarą, ani jej ojcem. Ustalili jedynie, że kobieta jest bardzo zamożna, a jej ojciec prowadzi na Dolnym Śląsku rozległe interesy. Natychmiast po uprowadzeniu rodzina powiadomiła policję. Od tego momentu każdy krok ojca kobiety był obserwowany przez śledczych. Porywacze przetrzymywali ją w mieszkaniu we wrocławskiej dzielnicy Krzyki. Po przekazaniu okupu – w wysokości prawdopodobnie od 700 tysięcy do półtora miliona złotych – zwolnili kobietę. Chwilę później - po pościgu - zatrzymali ich policjanci. Udało im się także odzyskać okup.

Monitorowaliśmy moment przekazania okupu, jak również uwolnienia dziewczyny i dopiero po upewnieniu się, że jest ona bezpieczna, podjęliśmy czynności związane z zatrzymaniem sprawców - relacjonuje w rozmowie z reporterką RMF FM, Barbarą Zielińską, jeden z policjantów prowadzących sprawę:

W sprawie pozostaje wciąż kilka pytań, na które policja nie chce na razie udzielić odpowiedzi. Zastanawiający jest między innymi fakt, że dwóch porywaczy zatrzymano kilka minut po przekazaniu okupu, a pieniądze odnaleziono w domu na obrzeżach Wrocławia. Powstaje przypuszczenie, że ktoś musiał przestępcom pomagać.