Strażacy z Wałbrzycha jadąc do kolizji dwóch osobówek sami wpadli w poślizg.


Kierowca wozu przez około 200 metrów nie mógł złapać przyczepności, wóz "ześlizgiwał się" z górki i tak "doślizgnął się" niemal do samej kolizji osobówek, do której został wezwany. Widząc to kierowca wozu strażackiego wjechał do rowu, a pojazd przewrócił się na bok. W środku było pięciu strażaków, nic im się nie stało i wyszli o własnych siłach. Mało tego, udzielili jeszcze pomocy poszkodowanym z kolizji osobówek. Dwie osoby pojechały do szpitala z niegroźnymi urazami. 

Było ślisko, jak dojechałem na miejsce, to straż już leżała w rowie. To było dosłownie lodowisko - relacjonował Bogusław Wróbel, kierowca piaskarki. 

Nie dało się stać na drodze, cała była pokryta lodem. W trakcie dojazdu na miejsce zdarzenia, 200 metrów przed kolizją, do której jechaliśmy, straciliśmy przyczepność. Kierowca próbował łapać przyczepność raz z lewej, raz z prawej, ale w ostatniej chwili zdecydował się wjechać do rowu, aby nie wpaść na grupę ludzi, która znajdowała się w miejscu kolizji - powiedział Łukasz Zajączkowski, strażak, uczestnik zdarzenia.

(j.)