Nie ma dowodów na to, że ktokolwiek mógł ucierpieć na podstawie mojej pracy. A dla mnie było to zdobywanie wiedzy. Być może zbyt naiwnie do tego podszedłem, ale to jest dzisiejsza wiedza, nie tamtejsza - mówi w Kontrwywiadze RMF Bogusław Wołoszański.

Konrad Piasecki: Dobrym był pan agentem- szpiegiem? Jak pan się ocenia po latach?

Bogusław Wołoszański: Nie to, jak ja się oceniam, ale to, jak mnie inni ocenią jest najważniejsze. Myślę, że tutaj można historykowi zaufać, że bardzo źle mnie oceniono, nie wywiązywałem się za dobrze. Widocznie oczekiwano ode mnie, że będę penetrował środowiska, podejmował jakieś tajne akcje, donosił, a ja tym czasem po prostu pisałem analizy, raporty.

Konrad Piasecki: A kiedy pan podejmował tę współpracę z wywiadem, myślał sobie pan, że będzie takim Kimem Filby, Richardem Sorge, Matą Hari? Tak pan sobie siebie wyobrażał?

Bogusław Wołoszański: Absolutnie nie. Wprost przeciwnie – nie myślałem o tym, co będę robił, tylko czego ja się, dowiem.

Konrad Piasecki: Nie uważa pan, że dla dziennikarza jest to jednak przekroczenia granic poznawczych?

Bogusław Wołoszański: Otóż nie. Dlatego, że historia, historia polityki zna sto tysięcy przypadków, w których dziennikarz działający dla kraju staje się pośrednikiem, kurierem. To nie jest sprawa wiarygodności.

Konrad Piasecki: Tak, ale ten kraj był pod dyktatem zupełnie innego kraju, Wielkiego Brata, i działania polskiego wywiadu były mało wiarygodne.

Bogusław Wołoszański: Nie znałem innego kraju, znałem tylko ten. I uważałem, że to, co piszę, to, co tam robię, temu krajowi służy.

Konrad Piasecki: To był patriotyzm czy chęć poznania pracy wywiadu? Bo mówi pan po jednym i o drugim.

Bogusław Wołoszański: Przede wszystkim była to sprawa przejścia za ten strasznie wysoki mur i zorientowania się jak to wszystko funkcjonuje.

Konrad Piasecki: To dlaczego pan ta tajną wiedzą nie podzielił się z nami, swoimi słuchaczami, widzami, czytelnikami?

Bogusław Wołoszański: Jak to nie?

Konrad Piasecki: Nigdy pan nie napisał jak się zostaje agentem w PRL.

Bogusław Wołoszański: Wydaje mi się, że to jest dość nudne, wolałem barwniejsze sytuacje.

Konrad Piasecki: A nie jest tak, że wtedy pańska kariera zawodowa była wtedy uzależniona od „tak” albo „nie” dla propozycji wywiadowczej?

Bogusław Wołoszański: Kiedy mówiłem „tak”, nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Wyjeżdżałem do Londynu i nie miało to żadnego znaczenia dla kariery.

Konrad Piasecki: Nie było tak, że gdyby powiedział pan „nie”, to by pan nie wyjechał?

Bogusław Wołoszański: Nie, absolutnie nie.

Konrad Piasecki: Nie było tak, że każdy korespondent mediów polskich musiał wtedy współpracować z wywiadem?

Bogusław Wołoszański: Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, nie wiem jak było. Natomiast uważam – ale też nie jestem do końca przekonany – że gdybym powiedział „nie”, nie spowodowałoby to zatrzymania mojego wyjazdu.

Konrad Piasecki: Wiedział pan, że przyjdzie taki dzień jak ten dzisiejszy?

Bogusław Wołoszański: Spodziewałem się, tylko myślałem, że będzie to miało charakter cywilizowany: przede wszystkim, że otrzymam te materiały i zostanę spytany: Co pan o tym sądzi?

Konrad Piasecki: A nie lepiej było wyprzedzić ten dzisiejszy dzień? Napisać artykuł, książkę, przyznać się do wszystkiego i mieć święty spokój?

Bogusław Wołoszański: Przede wszystkim nie było takiej sytuacji, w której musiałbym się do tego przyznawać. Uznałem, że to już jest sprawa historii – 22 lata temu.

Konrad Piasecki: Uważa pan po latach, że to przynosi panu sławę i chwałę czy hańbę?

Bogusław Wołoszański: Była to przygoda, trzyletnia przygoda i w tych kategoriach to traktuję. Dała mi wspaniałą wiedzę, a jednocześnie głęboką, pełną świadomość, że naprawdę nikogo nie skrzywdziłem, na nikogo nie doniosłem.

Konrad Piasecki: Ale jako dziennikarz obserwuje pan tych, którzy są dzisiaj przyłapywani na współpracy ze służbami specjalnymi. I oni wszyscy mówią to samo: że nawet jeśli coś podpisali to dlatego, że uważali, że w tak wtedy będzie dobrze, natomiast nic nigdy nikomu nie zrobili.

Bogusław Wołoszański: Ale dalej już są fakty. Nie ma dowodów na to, że ktokolwiek mógł ucierpieć na podstawie mojej pracy. A dla mnie było to zdobywanie wiedzy. Być może zbyt naiwnie do tego podszedłem, ale to jest dzisiejsza wiedza, nie tamtejsza.

Konrad Piasecki: Dziękuję bardzo.