Stołeczne władze - mimo prawomocnego wyroku sądu - nie chcą pokazać umów o dzieło sprzed dwóch lat, opiewających na 30 mln złotych. Warszawski ratusz tłumaczy, że nie upublicznia dokumentów, ponieważ ma zamiar złożyć w tej sprawie kasację do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Jednak według konstytucjonalisty, prof. Marka Chmaja, złożenie kasacji nie ma na razie żadnego wpływu na wyrok.

Umowy o dzieło na 2010 rok, które opiewają na 30 mln złotych, na razie pozostają tajne. Magistrat zasłania się bowiem stwierdzeniem, że sprawa nadal jest w toku, ponieważ do Naczelnego Sądu Administracyjnego trafi kasacja od wyroku Sądu Okręgowego. Rzecznik magistratu Bartosz Milczarczyk powołuje się ponadto na ustawę o ochronie danych osobowych.

Innego zdania niż urzędnicy jest prof. Marek Chmaj. Konstytucjonalista twierdzi, że złożenie kasacji na razie nie ma żadnego wpływu na wyrok. Po przeczytaniu wyroku Sądu Okręgowego stwierdził, że dalsze ukrywanie umów przez ratusz jest niedopuszczalne. Po pierwsze dlatego, że wyrok jest prawomocny i ma tytuł wykonawczy, a po drugie, ponieważ złożenie wniosku o kasację nie zwalnia z wykonania decyzji sądu. Chmaj zaznacza, że w ten sposób władze Warszawy łamią prawo.

Reporter RMF FM Piotr Glinkowski z wyrokiem sądu w jednej ręce, a z ekspertyzą prawną w drugiej, udał się do ratusza, gdzie domagał się ujawnienia tak skrzętnie ukrywanych umów. Niestety, rzecznik magistratu zignorował prawomocne orzeczenie sądu i stanowczo odmówił upublicznienia dokumentów. Bartosz Milczarczyk nie zgadza się z opinią konstytucjonalisty i twierdzi, że gdyby pokazał umowy, występowanie o kasację wyroku byłoby bezzasadne.

Według ekspertyzy, do której dotarliśmy, jeśli ratusz nie zmieni stanowiska i nadal nie będzie chciał ujawnić dokumentów, zgodnie z prawem może je wyegzekwować komornik.

Walkę o upublicznienie umów rozpoczął radny PiS

Batalię o pokazanie umów o dzieło oraz umów zlecenia za 2010 rok rozpoczął radny Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Krajewski. Twierdził, że dokumenty nie mogą być tajne, bo może to prowadzić do nepotyzmu. Tym bardziej, że ratusz w ciągu 12 miesięcy podpisał ponad 14 tys. takich dokumentów na łączną kwotę blisko 31 mln zł. Po odmowie ujawnienia umów radny skierował sprawę do sądu i wygrał.

Prawomocny wyrok zapadł pod koniec ubiegłego roku. W jego uzasadnieniu czytamy, że te dane to informacje publiczne, a utajnianie ich uniemożliwia sprawdzenie, jak wydawane są publiczne pieniądze. Od orzeczenia Sądu Okręgowego ratusz nie mógł się odwoływać.

Wydaje się jednak, że prawomocne orzeczenie sądu to dopiero początek tarapatów stołecznych władz. Nie dość, że nie ujawniły jeszcze dokumentów za 2010 rok, to opozycja już domaga się pokazania umów za 2011 rok. A ratusz nie tylko łamie prawo, ale i zachowuje się tak, jakby ukrywał coś więcej niż 30 mln zł.