Problem szpitala na Solcu zostanie rozwiązany do końca maja - deklaruje wiceprezydent Warszawy Jarosław Kochaniak. W placówce jest zbyt mało lekarzy; medycy odchodzą z pracy nie mogąc porozumieć się z dyrekcją.

Wiceprezydent jest w tej kwestii bardzo zdeterminowany. Podkreśla, że zrobi wszystko, aby sytuacja na Solcu wróciła do normy. Ponieważ konflikt dotyczy nieustępliwego stanowiska dyrekcji szpitala, Jarosław Kochaniak nie wyklucza podjęcia decyzji personalnych, czyli mówiąc wprost pożegnania się z panem dyrektorem.

Sytuacja kadrowa jest również jednym z obszarów, które w tej chwili analizuję. Niczego tutaj nie wykluczam, ale chcę tę sytuację zbadać kompleksowo i takie decyzje będą również zapadały - dodaje Kochaniak. Oprócz decyzji kadrowych mają zapaść również finansowe. Ponieważ szpital na Solcu jest jedną z najbardziej zadłużonych placówek w regionie, Urząd Miasta Warszawy planuje także pomoc finansową. Na razie jednak nie wiadomo jakiej wysokości. Decyzja w tej sprawie ma zapaść na czerwcowym posiedzeniu Rady Miasta.

Szpital bezpieczny tylko do końca maja

Do końca maja szpitalowi na Solcu nie grozi nic, oprócz nerwowego poszukiwania lekarzy do obsadzenie wszystkich dyżurów. Na razie jakoś się to udaje, ale od czerwca można spodziewać się wszystkiego.

Jeśli dyrekcja nie dojdzie do poprozumienia z medykami, na oddziałach nie będzie miał kto pracować. Do ewakuacji nie dojdzie, ale pacjenci po prostu przestaną być przyjmowani na oddziały, bo nie będzie miał ich kto leczyć. Sytuacja jest fatalna - mówi doktor Remigiusz Rak. Nie ma personelu, nie ma instrumentariuszy, nie ma położnych, nie ma salowych nie ma lekarzy - twierdzi.

Zdaniem pracowników, wszystkiemu winny jest dyrektor szpitala, który nie potrafi rozmawiać z personelem. Pracownicy domagają się lepszych warunków pracy, a dyrektor zamiast dialogu stosuje zasadę: moi drodzy, tutaj rządzę ja. To nie jest obóz koncentracyjny, tu nie trzeba bata, żeby ludzi zaganiać do roboty, bo z niewolnika nie będzie pracownika - uważa Rak.