Rosja po raz piąty w ciągu połtora roku zmieniła premiera. Ku

zaskoczeniu wszystkich Borys Jelcyn zdymisjonował wczoraj Sergieja

Stiepaszyna i powierzył kierowanie rządem Władimirowi Putinowi. Jego

kandydaturę rozpatrzy w poniedziałek Duma.

"Ta decyzja pokazuje, jak bardzo nieobliczalny jest Jelcyn", twierdzą

zgodnie wszyscy komentatorzy. Jeszcze kilka dni temu nic nie wskazywało

na rychły koniec gabinetu Stiepaszyna. Prezydent podjął decyzję nagle,

a w dodatku nie podał żadnych powodów. Kreml ograniczył się jedynie do

zdawkowego stwierdzenia, że "na rosyjskiej scenie politycznej potrzebna

była zmiana".

Analitycy nie mają wątpliwości, że ta operacja tylko pogarsza sytuację.

Borys Jelcyn traci resztki autorytetu, a Putin - który został

namaszczony przez prezydenta na swojego następcę - popełnia polityczne

samobójstwo. Od lat bowiem w Rosji każdy, kto pojawia się w otoczeniu

Jelcyna, natychmiast traci całe poparcie i autorytet, którym cieszył

się wcześniej.