Chorzy potrzebujący wizyty u specjalisty muszą uzbroić się w cierpliwość. Reporterzy RMF FM sprawdzili, ile trzeba czekać, by dostać się do lekarza. Kolejki są ogromne i często sięgają nawet kilku lat. Zdaniem prezes NFZ Agnieszki Pachciarz przyczyn może być kilka, m.in. niedokładność pracowników poradni i niezrozumienie zasad.

Problem dotyczy pacjentów z wszystkich województw. Na Mazowszu najdłużej trzeba czekać na przyjęcie do endokrynologa, okulisty oraz do Poradni Leczenia Osteoporozy. W ostatnim przypadku pada rekord. Jak ustalił reporter RMF FM, w szpitalu w Grodzisku Mazowieckim można się obecnie umówić dopiero na 2018 rok. NFZ nie wiedział natomiast o tak gigantycznej kolejce i informował na swoich stronach, że by dostać się do poradni, trzeba czekać 200 dni.

Szefowa Narodowego Funduszu Zdrowia Agnieszka Pachciarz nie ukrywa, że powodem powstawania ogromnych kolejek pacjentów jest brak specjalistów. Pewnie w jakimś zakresie kolejki zawsze będą istniały. W wielu krajach tak jest i pewnie nigdy się nikt nie przyzwyczai, ale ważne jest to, żeby w sytuacjach pilnych ta opieka była jak najszybsza - powiedziała w rozmowie z dziennikarzem RMF FM.

Mamy takie dziedziny, gdzie problemy są dlatego, że nie ma części specjalistów. Fundusz zrobił dużo, żeby zakontraktować te świadczenia, ale nie do wszystkich naszych konkursów zgłaszają się specjaliści. Z informacji od pacjentów, i nawet z państwa doniesień wynika, że w niektórych miejscach lekarz, który powinien być minimum trzy razy w tygodniu, jest rzadziej - dodała.

Informacje w przychodniach są inne od podawanych przez NFZ

W wielu przypadkach informacje, które otrzymaliśmy w przychodniach, różniły się od tych podawanych przez NFZ. Największe różnice dotyczyły szpitala w Grodzisku Mazowieckim. Podobnie jest jednak m.in. w Olsztynie, gdzie zabieg stawu biodrowego wykonamy w sierpniu tego roku, natomiast fundusz informuje, że pierwszy wolny termin przypada za 2,5 roku. W Zachodniopomorskiem podobny problem dotyczy poradni ortodontycznej w Szczecinku. Serwisy internetowe funduszu podają, że  trzeba czekać 868 dni. W rzeczywistości możemy natomiast zostać przyjęci przez lekarza już za nieco ponad dwa tygodnie. Tak samo jest np. w Koszalinie, gdzie na rezonans magnetyczny czeka się nie 941 dni, a jedynie do maja.

Szok mogą przeżyć także pacjenci czekający na wizytę u endokrynologa. NFZ podaje, że w poradni endokrynologicznej dla dzieci we Wrocławiu przy ul. Dobrzyńskiej kolejka sięga 113 dni. Sama przychodnia informuje natomiast, że pierwsza możliwa wizyta przypada na... 2017 rok.

"Nie jest możliwe, żeby nowy pacjent był zapisywany na 2018 rok"

Zdaniem prezes NFZ różnica między podawanym przez przychodnie czasem oczekiwania, a realnym terminem wizyty wynika z błędów popełnianych przez zapisujących. Bywa tak, że poradnia, być może przez niedokładność lub niedoczytanie zasad, wpisuje w kolejkę pacjentów, którzy przychodzą na kolejną wizytę kontrolną. To nie jest lista oczekujących, bo pacjenci pod opieką już są oddzielnie - wyjaśniła Agnieszka Pachciarz. Sprawdziliśmy taką kolejkę m.in. we Wrocławiu i okazało się, że pacjenci czekali tam rok, ale nie kilkanaście lat. Poradnia źle prowadziła kolejki i niestety wprowadzała pacjentów w błąd, miała kontrolę i dostała za to karę. Nie jest możliwe, żeby pierwszorazowy pacjent był zapisywany na 2018 rok - podkreśliła. 

"Mamy wychwyconych tych, którzy robią najwięcej błędów"

Dlaczego informacje na stronie NFZ są często inne, niż te, które słyszą pacjenci w przychodniach? NFZ ma takie informacje, jakie są przekazane przez świadczeniodawców. My mamy dane na podstawie ostatniego pół roku - zauważyła prezes funduszu. Dane systemowe nie są łatwe do odczytania. To zawsze będzie inna informacja od tej dla pacjenta w przychodni, który danego dnia chce się zapisać - dodała.

Podała przykład pacjenta, który zapisywał się na endoprotezę kolana. Dostawał on informację , że poczeka 1000 dni. W rzeczywistości, w skali kraju, było to trzy razy mniej. To znaczy, że te dane nie są dobrze do nas przekazywane. I nad tym ciągle pracujemy. I mamy już wychwyconych tych, którzy robią najwięcej błędów - zaznaczyła szefowa NFZ.

Główny powód zamieszania to jej zdaniem finanse. To przede wszystkim kwestia pieniędzy, które mamy do dyspozycji i organizacji placówek. Czyli rozróżnienia i określenia co robi POZ, czyli lekarz rodzinny, co robi specjalista, a co szpital. Bo trochę to się świadczeniodawcom miesza - podsumowuje Pachciarz.

(MRod)