Na karę sześciu miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata i dozór kuratora skazana została 20-letnia Monika P., oskarżona o zniszczenie i znieważenie flagi państwowej. Wyrok wydał wrocławski sąd okręgowy.

Do zdarzenia doszło 12 kwietnia w dolnośląskiej Oleśnicy w czasie żałoby narodowej po katastrofie smoleńskiej. Późnym wieczorem Monika P. najpierw zerwała flagę, którą powieszono na jednym z budynków, później próbowała ją spalić, a gdy to się nie udało, napisała na niej obrażający prezydenta Lecha Kaczyńskiego napis.

Kobieta sama zgłosiła się na policję, a przed sądem przyznała się do winy i chciała dobrowolnie poddać się karze. Prokurator oskarżył ją o zniszczenie i znieważenie flagi państwowej oraz o znieważenie urzędu prezydenta. Domagał się kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu na trzy lata.

Sąd uznał Monikę P. za winną zniszczenia i znieważenia flagi państwowej i skazał ją na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz dozór kuratora. Jej wina w tej kwestii nie budzi żadnych wątpliwości - podkreśliła sędzia Lidia Hojeńska. Jako okoliczności łagodzące wskazała jednak m.in. fakt, że oskarżona sama zgłosiła się na policję, złożyła wyjaśnienia i współpracowała z prokuraturą.

Równocześnie sąd uniewinnił Monikę P. od zarzutu znieważenia urzędu prezydenta, ponieważ - zdaniem sądu - ochroną objęta jest w tym wypadku osoba urzędującego prezydenta, a nie sam urząd, tak jak to ujęto w akcie oskarżenia. Wszystko działo się dwa dni po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego, więc nie był on już urzędującym prezydentem. W tym czasie funkcję tę pełnił z urzędu marszałek Sejmu Bronisław Komorowski - mówiła sędzia Hojeńska. Dodała, że sam czyn był naganny, ale nie mógł spowodować wydania wyroku skazującego.

Podczas rozprawy Monika P. przyznała, że nie wie, dlaczego zerwała flagę i próbowała ją spalić. Bardzo żałuję tego, co zrobiłam, jest mi głupio z tego powodu. To był głupi wybryk z mojej strony - mówiła. Z kolei w czasie śledztwa przekonywała, że nie interesuje się polityką, a gdyby nie katastrofa, to nie wiedziałaby nawet, jak nazywa się prezydent. Wcześniej myślałam, że nazywa się Kwaczyński, a nie Kaczyński. Drażniła mnie ta żałoba związana z katastrofą, irytowało mnie to, że nagle wszyscy ludzie stali się wielkimi patriotami i katolikami, a wcześniej tak się nie zachowywali. To mnie śmieszyło, bo było na pokaz - wyjaśniała.

Po ogłoszeniu wyroku Monika P. powiedziała dziennikarzom, że czuje wielką ulgę, bo spodziewała się surowszego wyroku: Jest mi naprawdę wstyd za to, co zrobiłam. Mój przykład może być przestrogą dla innych.