Nadchodzącej zimy narciarze w okolicy dużej stacji narciarskiej w Wierchomli w Małopolsce będą pozbawieni szybkiej pomocy lekarskiej. Karetka pojedzie do nich 30 lub nawet 40 minut - alarmują pracownicy Sądeckiego Pogotowia Ratunkowego. To efekt decyzji wojewody o zlikwidowaniu podstacji pogotowia w Piwnicznej.

Jesteśmy tym bardzo zaniepokojeni, bo nie ma szans na szybkie dotarcie do Wierchomli, szczególnie zimą, kiedy drogi są oblodzone - mówi w rozmowie z naszym reporterem rzecznik sądeckiego pogotowia Krzysztof Olejnik. Najbliższa karetka stacjonuje w Starym Sączu, ale to tak zwana karetka specjalistyczna, z lekarzem na pokładzie, która wysyłana jest do najpoważniejszych przypadków. A i ona ma do przejechania prawie 30 km. Do wypadku narciarskiego dyspozytor pośle jednak zapewne karetkę podstawową, a te najbliżej stacjonują w Krynicy i Nowym Sączu. Stamtąd do Wierchomli to już niemal 40 km, których przejechanie po krętej, zaśnieżonej drodze zabiera zimą co najmniej 40 minut. Nawet karetce jadącej na sygnale. Kiedy zespół pogotowia stacjonował w Piwnicznej, miał do przejechania tylko 12 km.

Podstację zlikwidowano po konsultacjach z samorządami lokalnymi i oczywiście za aprobatą Ministerstwa Zdrowia, bo potrzebna była karetka w Starym Sączu - tłumaczy rzecznik Wojewody Małopolskiego Monika Frenkiel. Niestety na to miejsce nie było innego zespołu, bo - jak podkreśla rzecznik - Małopolska ma najmniej karetek w stosunku do liczby mieszkańców w kraju.

Wojewoda występował już w tej sprawie do Ministerstwa Zdrowia, ale jak na razie bez efektu. W najbliższych dniach zwróci się o przedłużenie kontraktu dla karetki, którą Kraków dostał dodatkowo na Euro 2012, a także o jeden zespół ratunkowy na sezon zimowy w Zakopanem. O Piwnicznej na razie nie ma mowy. Czekamy na odpowiedź ministerstwa, czy jest szansa na uruchomienie dodatkowej podstacji choć na zimę.