Wcześniejsze wybory są konieczne, bo „koalicjanci co chwila wywołują rumor” - uzasadnia Lech Kaczyński. Choć w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” prezydent wymienia kilka dat, raczej nie będzie to ani wrzesień, ani listopad. Według głowy państwa najlepszym terminem będzie wiosna. A dlaczego? Odpowiedzi na to pytanie szukał reporter RMF FM, Konrad Piasecki.

Najkrócej można odpowiedzieć tak: dlatego, że wiosna jest lepsza niż jesień. Ten tok rozumowania pojawił się już wczoraj w wywiadzie premiera dla „Wprost” i okazuje się być ideą, pod którą podpisują się już obaj bracia dowodzący, że tegoroczna jesień byłaby fatalnym terminem wyborczym z punktu widzenia naszej unijnej przyszłości.

Oto bowiem między lipcem a grudniem 2011 r. Polska przewodzić ma Unii Europejskiej. Gdyby wybory rozpisać na jesień i następna kadencja parlamentu trwałaby przepisowe cztery lata – a może się tak zdarzyć – to dokładnie w środku naszej prezydencji zmieniłby się rząd.

To oficjalne tłumaczenie, ale jest jeszcze czysta pragmatyka. Odsuwanie wyborów pozostawia w rękach PiS-u pełną kontrolę nad sytuacją. Rządząca nawet mniejszościowo partia nie musi składać wniosku o samorozwiązanie Sejmu; może czekać na nieuchwalenie budżetu, licząc, że sytuacja na politycznym rynku się zmieni – dojdzie na przykład do rokoszu w Samoobronie – i wtedy wybory nie będą już konieczne.

Konrad Piasecki, RMF FM