Milion złotych kosztowała cztery lata temu wymiana nawierzchni ulicy Żelaznej. W tym tygodniu drogę rozpruli wodociągowcy. Tłumaczą, że w czasie remontu nie byli gotowi z wymianą rur, a teraz nie mogą już dłużej czekać.

Urzędnicy na swoje usprawiedliwienie przytaczają starą śpiewkę "To nie my - to oni". Zarząd Dróg Miejskich nie mógł czekać, aż wodociągowcy przygotują wymianę rur, choć wiedział o tej inwestycji. Stan nawierzchni był tak fatalny, że po prostu nie można było czekać. Nie mogliśmy patrzeć jak kierowcy niszczą swoje samochody - tłumaczy Adam Sobieraj. Natomiast wodociągowcy zasłaniają się długimi procedurami.

Na pewno stracili mieszkańcy i oczywiście szkoda tych pieniędzy, które wtedy zostały wydane na modernizację tej nawierzchni - wskazuje Bartosz Milczarczyk. Jego zdaniem, mieszkańców powinni za to przeprosić ludzie, którzy dopuścili do sytuacji, że nie skoordynowano tak ważnych inwestycji. Prawdopodobnie obie inwestycje udałoby się skoordynować, gdyby szefowie miejskich spółek odpowiadali za swoje decyzje własnymi portfelami.