Dopiero za miesiąc prace na budowie metra na warszawskiej Pradze ruszą na dobre - ustalił reporter RMF FM Paweł Świąder. Wtedy uda się przesunąć stojący na środku placu Wileńskiego pomnik czterech śpiących, który przeszkadza budowniczym. Do tej pory nie było to możliwe, bo urzędnicy miasta i wojewody inaczej interpretują przepisy budowlane.

Budowa stacji na placu Wileńskim na dobre ruszy dopiero za miesiąc, ale teren musiał zostać zamknięty wcześniej, bo zanim zaczną się właściwe prace, trzeba je przygotować - tłumaczy rzecznik wykonawcy Mateusz Witczyński. Problem w tym, że budowa już mogła iść szybciej, gdyby pomnik czterech śpiących udało się przesunąć wcześniej. Na terenie placu jest wiele miejsc, w których trzeba poprzenosić instalacje techniczne. Jedynym miejscem, w którym nie trzeba tego robić i od razu można byłoby zacząć właściwe prace, jest właśnie teren znajdujący się pod pomnikiem. Niestety, mimo że od wielu miesięcy wiadomo, iż pomnik wymaga przeprowadzki, wciąż nie udało się tego zrobić. Geneza problemu jest dość skomplikowana.

W styczniu warszawskie metro złożyło wniosek o pozwolenie na budowę stacji przy placu Wileńskim. W dokumentach była mowa o przenosinach pomnika - twierdzi metro. Zdaniem Urzędu Wojewódzkiego, nie. Zgodę na inwestycję Urząd Wojewódzki wydał w czerwcu, ale wyłączył z niego sprawę dotyczącą pomnika, gdyż wg interpretacji przepisów budowlanych urzędników wojewody, to nie oni powinni decydować o losach pomnika. W związku z tym, kolejny wniosek o zgodę na jego przesunięcie metro złożyło w sierpniu. Po kilku dniach urzędnicy wojewody poprosili o jego uzupełnienie, by po dwóch miesiącach odpisać, że to nie oni będą w tej sprawie decydować.

W efekcie dopiero tydzień temu kolejny wniosek metro złożyło w warszawskim ratuszu. Stołeczni urzędnicy zapewniają, że wydadzą decyzję w tej sprawie w ciągu kilkunastu dni. Jeśli dodamy do tego kolejne 2-3 tygodnie, których wykonawca potrzebuje na demontaż i zabezpieczenie pomnika, okaże się, że zablokowany w tej chwili do budowy metra teren zostanie uwolniony najwcześniej za miesiąc. Efekt jest taki, że stłoczeni na przystankach pasażerowie na razie widzą za płotem kilkunastu robotników i geodetów, którzy robią pomiary.