Walka w Platformie Obywatelskiej między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną i ich stronnikami przybiera postać samonapędzającej się paranoi - komentuje socjolog Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jeśli nie uda się wyciszyć tego konfliktu, może dojść do rozpadu PO - dodaje.

Zdaniem Flisa, albo konflikt w Platformie zostanie wyciszony, "tak jak z grubsza się to stało przed wyborami w 2011 roku", albo może dojść nawet do rozpadu ugrupowania. Może się okazać, że już się razem żyć nie da. Tak jak w życiu, czasami poziom emocji już jest taki, że niezależnie od dobrej woli wszystkich, wiedzy o szkodach i zniszczeniu dotychczasowego życia, żyć tak jak do tej pory się nie da - tłumaczy Flis.

Ocenia, że obecna sytuacja w PO jest wypadkową z jednej strony "obyczajowości w partiach", polegającej na oferowaniu korzyści w ramach budowania poparcia, a z drugiej strony - napięcia między Tuskiem a Schetyną. Najwyraźniej Tusk postanowił Schetynę zmarginalizować - komentuje Flis.

Przypomina, że już przed wyborami w 2011 roku były napięcia między oboma politykami i konflikt ten stopniowo przybierał na sile.

Teraz przyjęło to już formę bezwzględnej walki, takiej samonapędzającej się paranoi, w której każda ze stron jest przekonana, że ta druga chce ją zniszczyć i w związku z tym trzeba wykonać wszystkie ruchy, żeby się przed tym zniszczeniem zabezpieczyć. A jak wiadomo, najlepszym zabezpieczeniem jest zniszczenie drugiej strony - mówi Flis.

Według niego, obie strony wiedzą, że taka sytuacja jest "zabójcza" dla partii, ale każda z nich liczy, że "to ta druga się opamięta". W tej chwili nie bardzo wiadomo, co miałoby wyciszyć te emocje - ocenia.

Flis podkreśla również, że w konflikt dużo bardziej niż Tusk i Schetyna zaangażowani są ich stronnicy. Jego zdaniem, wypowiedzi posłów Andrzeja Biernata czy Cezarego Grabarczyka "są dużo bardziej wojownicze niż wypowiedzi Tuska", a deklaracje Schetyny, że nie ma nic wspólnego z nagraniami ze zjazdu na Dolnym Śląsku, "nawet jeśli są prawdą, to nie zmieniają atmosfery, która sprawia, że jego stronnicy tracą wszystkie hamulce". Według Flisa, występuje w tym przypadku obawa, że "nawet jak Schetyna pojedzie na wcześniejszą emeryturę do Brukseli, to jego stronnicy pojadą na zieloną trawkę".

Myślę, że to nie jest tak, że to jest rozpisane na role, tylko oni po prostu tak rozumują, tak pojmują, co trzeba w takiej sytuacji zrobić - podsumowuje socjolog.

(edbie)