Tragiczny wypadek w kopalni węgla „Borynia” w Jastrzębiu Zdroju, w której miesiąc temu wybuch metanu zabił sześciu górników, nie został spowodowany ludzkimi błędami czy nieprawidłowościami. Takie są wstępne ustalenia Okręgowego Urzędu Górniczego z Rybnika.

W środę na drugim posiedzeniu zbierze się komisja wyjaśniająca przyczyny tej największej tegorocznej katastrofy w polskim górnictwie. Dziś eksperci przyznają jednak, że mimo intensywnego postępowania, nadzór górniczy nie jest bliżej odpowiedzi na pytanie, dlaczego doszło do tragedii.

Nie mamy żadnych sygnałów o nieprawidłowościach, ani od przesłuchiwanych świadków, ani od innych osób. To oczywiście wstępna ocena, jednak prowadząc postępowanie, nie odnieśliśmy wrażenia, by ktoś usiłował coś ukryć - mówi dyrektor urzędu, Zbigniew Schinohl.

Jedną z hipotez jest wybuch metanu w następstwie samozagrzania się węgla w zrobach ściany. Jednak badane są także inne możliwości. Do badań laboratoryjnych zabrano m.in. stosowane w kopalni lampy, odzież roboczą górników, a także używane przez nich do prac pod ziemią pianki, kleje, płótna itp. Chodzi o sprawdzenie, czy któraś z tych rzeczy mogła przyczynić się do pojawienia się iskry, zapalającej metan.

Rejon kopalni, gdzie 4 czerwca doszło do wybuchu i zapalenia metanu, nadal jest odizolowany od pozostałych wyrobisk tamami przeciwwybuchowymi. Tłoczony jest tam azot, aby zminimalizować zagrożenie pożarowe. O tym, że ono istnieje, świadczy wciąż nieznacznie podwyższone stężenie tlenku węgla.