O co najmniej sześciuset ofiarach mówią kolejne doniesienia, dotyczące bilansu masakry, jaka miała miejsce w mieście Andidżan w Uzbekistanie, gdzie wojsko ostrzelało kilkutysięczną demonstrację. Nadal jednak milczą uzbeckie władze.

Według informacji przedstawiciela lokalnej organizacji pozarządowej, pięćset ciał zgromadzono w jednej ze szkół, sto kolejnych spoczywa w sąsiednim budynku. Świadkowie opowiadają o żołnierzach uzbeckiej armii, strzelających z broni maszynowej do cywilów - w tym kobiet i dzieci - a także o wojskowych, dobijających rannych. W Andidżanie trwa grzebanie zmarłych.

Jednak potwierdzenie tych informacji jest na razie bardzo trudne. Nie potrafimy powiedzieć, ile jest ofiar, czy jest ich 100-200 czy 500, jak podawały źródła. To wymaga weryfikacji - mówi RMF polski ambasador w Uzbekistanie Zenon Kuchciak. Także władze nie chcą potwierdzić tej informacji. Ale jedno jest pewne: wydarzyła się tragedia.

Miasto – jak podkreślił – ciągle jest zablokowane i nie ma z nim łączności. Kuchciak dodał, że zarówno w Taszkiencie, jak i w reszcie Uzbekistanu jest spokojnie, nie widać oznak jakiejś nerwowości. Zaznaczył jednak, że na wschodzie kraju, zwłaszcza przy granicy z Kigistanem, napięcie jest znaczne. Posłuchaj:

Polski ambasador podkreślił, że ludzie 300-tysięcznego Andidżanu wyszli na ulice, żądając poprawy warunków bytowych. Prezydent Karimow twierdzi natomiast, że zajścia w mieście sprowokowali islamscy ekstremiści dążący do obalenia konstytucji i wprowadzenia państwa wyznaniowego.