Ustawa o Funduszu Dróg Samorządowych ma być przyjęta na najbliższym posiedzeniu Sejmu, czyli w przyszłym tygodniu. W tej chwili trwa posiedzenie komisji infrastruktury i samorządu terytorialnego oraz polityki regionalnej. Plany są takie, by opłata drogowa zaczęła obowiązywać od początku września. Projekt posłów Prawa i Sprawiedliwości zakłada podwyżkę o 25 groszy za litr paliwa. Pieniądze miałyby być przeznaczone na budowę i remont dróg lokalnych. Jak pisaliśmy jednak, projekt jest tak napisany, że de facto daje rządowi wolną rękę w dysponowaniu tymi środkami.

Sejm nie poparł wniosku m.in. klubu PO o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. Za odrzuceniem w pierwszym czytaniu było 183 posłów, przeciw 226, wstrzymało się dwóch. Ustawa została skierowana do komisji.

Posłowie opozycji podejmowali bezskuteczne próby odroczenia tych błyskawicznych prac. Argumentowali, że nie uczestniczą w nich żadni przedstawiciele tak zwanej strony społecznej. To bardzo szybkie tempo - mówił poseł PO Cezary Grabarczyk. Trochę za szybkie, okazuje się, że będziemy procedowali bez udziału przedstawicieli samorządu, przedstawicieli branży drogowej - dodaje. Przewodniczący komisji Bogdan Rzońca z PiS przyznał, że nikogo z przedstawicieli strony społecznej nie zaproszono. Jak stwierdził, zdanie samorządowców, czy transportowców jest autorom ustawy znane.

"Doliczana opłata drogowa w wysokości 20 groszy plus VAT"

Jeśli Sejm zgodziłby się na pomysł posłów Prawa i Sprawiedliwości, do każdego litra paliwa sprzedawanego na stacjach benzynowych byłaby doliczana opłata drogowa w wysokości 20 groszy plus VAT. Politycy PiS przekonywali, że dzięki temu będziemy mieli lepsze drogi i będzie na nich bezpieczniej. Wskazywali, że poprzedni rząd zaplanował wiele inwestycji drogowych, ale nie zapewnił wystarczających funduszy na ich realizację.

Politycy opozycji zarzucali PiS-owi, że tych brakujących pieniędzy chcą szukać teraz w kieszeniach Polaków. W uzasadnieniu do projektu przepisów o Funduszu Dróg Samorządowych autorzy przyznawali, że opłata drogowa byłaby "nową daniną publiczną" i miałaby "skutki społeczne". To znaczy, że paliwa podrożałyby. Choć - według autorów ustawy - ta podwyżka wcale nie musiałaby być tak duża jak sama opłata. 

"Nowy podatek paliwowy wcale nie na drogi"

Wbrew zapowiedziom posłów Prawa i Sprawiedliwości, nowy podatek paliwowy wcale nie musi iść na remonty dróg samorządowych. Autorzy projektu ustawy zostawili rządowi furtkę do niemal dowolnego dysponowania tymi pieniędzmi.

Jak zauważa dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda, kluczowy jest artykuł 6. projektu ustawy. Mówi on, że okresowo wolne środki z nowego podatku mogą być inwestowane w obligacje Skarbu Państwa. To oznacza, że gdyby nagle Mateuszowi Morawieckiemu zabrakło gotówki w budżecie, to śmiało mógłby czerpać z tego podatku.

Rocznie te 25 groszy za litr paliwa może przynieść - jak wyliczyli autorzy projektu - co najmniej 5 miliardów złotych. Te pieniądze mogą przydać się ministrowi finansów w przyszłym roku, gdy będzie potrzebne dodatkowe 10 miliardów złotych na koszty obniżki wieku emerytalnego. W przyszłym roku w budżecie może też zabraknąć niemal 9 miliardów złotych, które w tym roku dał ministrowi finansów Narodowy Bank Polski w ramach przekazania większości swojego zysku.

Oczywiście, artykuł ustawy zawierał drobne zastrzeżenie: w jednym banku (lub grupie banków) maksymalnie można ulokować 25 proc. wolnych środków. To jednak tylko zabezpieczenie przed koncentracją, by nie inwestować pieniędzy w jednym banku, bo gdyby ten upadł, to wszystko byłoby stracone. To zastrzeżenie nie dotyczy inwestowania w państwowe obligacje. W praktyce więc wszystkie pieniądze mogłyby trafić do budżetu, a nie na drogi.

Nie byłoby to nic dziwnego, bo warto pamiętać, jak w przeszłości politycy traktowali na przykład Fundusz Rezerwy Demograficznej. To miał być fundusz na czarną godzinę, gdy zabraknie pieniędzy na emerytury. Miały tam trafiać środki z prywatyzacji. Pieniądze nawet i tam trafiały, ale kolejne ekipy nie chciały ich zostawiać na przyszłość, tylko wydawały od razu. Tu może być podobnie.

Nowy podatek paliwowy mógł iść na kampanię wyborczą

Jeden z artykułów projektu ustawy o nowym podatku paliwowym dałby rządowi możliwość zorganizowania za te pieniądze kampanii przed następnymi wyborami.

Jak to mogłoby działać? Te 25 groszy nowego podatku doliczanego do ceny paliw ma iść głównie na fundusz dróg samorządowych. Władze lokalne mają z tego remontować dziurawe drogi.

Jednak w projekcie ustawy jest artykuł 21. Mówi on, że o tym, które drogi zostaną wyremontowane i za ile decydują wojewodowie - a oni przecież podlegają premier Beacie Szydło. Do tego całość miałby minister infrastruktury.

To oznacza, że to rząd decydowałby, które drogi warto wyremontować i gdzie przed wyborami politycy PiS mieliby przecinać wstęgi. Pomysłodawcy tego zapisu są bowiem przekonani, że przez rok - do najbliższych wyborów samorządowych - Polacy zapomną o podatku paliwowym i będą cieszyć się z nowych dróg.