Słynny Instytut Technologii z Massachussets (MIT) rozważa wszczęcie dochodzenia w sprawie zarzutów, jakoby jego naukowcy tuszowali poważne wady tarczy antyrakietowej prezydenta George'a W. Busha. System pochłonął już wiele milionów dolarów, a mówi się o największym tego typu skandalu w historii.

W centrum uwagi znalazło się samo serce tarczy antyrakietowej. Chodzi o czujniki, które mają umożliwiać wykrycie, namierzenie i w końcu zestrzelenie wrogiej rakiety, a także odróżnienie jej od atrap.

Według oskarżeń czujniki nie spełniają tego zadania, nie są w stanie w gąszczu pocisków odróżnić tego prawdziwego od tzw. wabi. To oznacza, że tarcza nie spełnia swego zadania.

Do tej pory system raczej nie zachwycił. Po 8 próbach udało się zestrzelić jedynie 5 rakiet imitujących atak wroga. Tarcza składać się będzie z baz wczesnego ostrzegania, satelitów i wyrzutni rakietowych, które mają zniszczyć nadlatujące pociski dalekiego zasięgu.

Bazą pierwszych 10 wyrzutni będzie Fort Greely na Alasce. Później przybędą następne. System wykrywania i niszczenia rakiet krótkiego i średniego zasięgu będzie budowany w oparciu o okręty wojenne klasy Aegis. W skład systemu wejdą zmodernizowane stacje radarowe na Grenlandii i w Wielkiej Brytanii.

Program jest bardzo kosztowny. Cała antyrakietowa tarcza łącznie z najnowszym systemem satelitów i baz radarowych będzie kosztować amerykańskich podatników astronomiczną kwotę - 64 miliardów dolarów.

16:30