Telefoniczne gratulacje, które George W. Bush złożył Johnowi Kerry'emu po jego zwycięstwie w „superwtorek”, były ostatnim gestem kurtuazji między głównymi rywalami do fotela prezydenckiego. Teraz zaczęła się prawdziwa walka...

Wyjątkowo szybkie rozstrzygnięcie wyścigu do nominacji

prezydenckiej na korzyść Johna Kerry'ego jest miarą zjednoczenia Demokratów wokół nowego lidera, z którym wiążą nadzieję na zwycięstwo w tegorocznych wyborach. Bush natychmiast przystąpił do kontrofensywy.

Mój rywal przyznaje, że Saddam Husajn był zagrożeniem. Jednak nie poparł mojej decyzji o obaleniu dyktatora. Czyżby miał nadzieję, że Saddam Husajn straci władzę w wyniku wyborów w Iraku? - szydził Bush w Los Angeles na spotkaniu ze sponsorami swej kampanii wyborczej.

To wystąpienie miało mu przynieść 800 tysięcy dolarów. Natomiast amerykańskie stacje telewizyjne rozpoczęły nadawanie reklam wyborczych przedstawiających Busha jako męża opatrznościowego, który prowadzi Amerykę przez trudne czasy. W filmach tych wykorzystano zdjęcia z zamachów terrorystycznych z 11 września 2001 roku.

Z sondaży wynika, że gdyby wybory odbyły się dziś, Kerry nieznacznie pokonałby Busha. Powodem są kłopoty z gospodarką i trudności USA w Iraku. Wybory odbędą się jednak dopiero za osiem miesięcy i - jak zgodnie uważają komentatorzy - przez ten czas wiele jeszcze może się zmienić. Sporo zależy od sytuacji w Iraku, czy od postępów w globalnej walce z terroryzmem.

06:25