USA wycofały wniosek o ekstradycję pięciu cudzoziemców oskarżonych w sprawie kontrolowanego przez tajne służby USA i Polski transportu tony kokainy z Ameryki Płd. do Polski w lutym 2009 r. Oznacza to, że po niemal 6 latach aresztu wychodzą oni na wolność.

Jak powiedział jeden z obrońców mec. Krzysztof Stępiński, z nieujawnionych względów USA cofnęły wniosek o ekstradycję podsądnych (na co zgodziły się już polskie sądy) - miało do niej dojść po zakończeniu ich procesu przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Są oskarżeni o próbę wprowadzenia kokainy do obrotu w Polsce. Grozi im do 10 lat więzienia.

W związku z cofnięciem wniosku o ekstradycję, Sąd Okręgowy wydał już nakaz zwolnienia oskarżonych z aresztu. Obowiązywał wobec nich już tylko tzw. areszt ekstradycyjny, który należy uchylić po cofnięciu wniosku o ekstradycję przez dane państwo. Zwolnienie z aresztu nie ma wpływu na sam proces, w którym złożyli oni już wyjaśnienia.

O całej sprawie - niemal gotowym scenariuszu filmu sensacyjnego - opinia publiczna dowiedziała się, gdy w lutym 2009 r. w Warszawie zatrzymano sześciu obcokrajowców, w tym pochodzenia południowoamerykańskiego, którzy przyjechali do Polski, by zorganizować dalszą dystrybucję kokainy. Jej transport z Kolumbii, o wartości ok. 100 mln zł, był wspólną operacją specjalną amerykańskiej Agencji do Walki z Narkotykami (DEA), kolumbijskiej policji oraz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - największą w historii polskich służb.

Operację ogłoszono jako ogromny sukces ABW. Jak pisały media, nakładem dużych kosztów ABW przygotowała wielką operację, aby uwiarygodnić sytuację. Około miliona zł miało kosztować wysłanie na cztery lata oficera ABW do Ameryki Płd., który miał wejść w rolę konsula podatnego na korupcję. Przestępcy mieli uwierzyć, że ten polski urzędnik zgodził się na udział w przewozie kokainy do Polski. Handlarzom wmówiono też, że za wszystkim stoi wpływowy "generał SB". Kokainę trzymano w magazynie strzeżonym przez ABW. Mężczyźni zostali ujęci po tym, gdy wzięli z niego próbki towaru. Według mediów narkotyki zniszczono za zgodą stołecznego sądu.

Prokuratura Apelacyjna w Warszawie zarzuciła zatrzymanym (do aresztu trafili w dniu zatrzymania) próbę wprowadzenia kokainy do obrotu w Polsce. Tę kwalifikację prawną kwestionuje obrona, która podkreśla, że oskarżeni nie zdążyli wejść w posiadanie kokainy przed zatrzymaniem. Ponadto adwokaci podważają legalność operacji; twierdzą, że polskie prawo nie zezwala służbom na przepuszczenie przez granicę kontrolowanego transportu narkotyków. Podnoszą też, iż nie wiadomo, czy było odpowiednie porozumienie służb Polski i USA. Prokuratura uważa, że ta "przesyłka niejawnie dozorowana" była legalna, bo wystarczająca była zgoda na nią szefa ABW.

Na wniosek obrony proces przeniesiono z sądu rejonowego do okręgowego. Sąd apelacyjny uzasadniał to m.in. tym, że wymaga analizy, czy służby specjalne nie przekroczyły granic dozwolonej prawem prowokacji. We wrześniu 2011 r. Sąd Okręgowy oddalił wniosek obrony, by sprawę - z powodu jej skomplikowania i obszerności - poprowadził skład trzyosobowy, a nie jednoosobowy. Sąd uznał wówczas, że sprawa nie jest "szczególnie zawiła". Proces ruszył w listopadzie 2011 r. Sprawa musiała się jednak zacząć od nowa z powodu poważnej choroby sędzi, która go prowadziła.

W sierpniu ub.r. miał ruszyć nowy proces, ale sędzia Dorota Radlińska zdecydowała się wystąpić do Ministerstwa Sprawiedliwości o przekazanie sprawy do USA, gdzie osoby sądzone w Polsce także są ścigane. Sędzia uzasadniała to m.in. koniecznością zapewnienia oskarżonym zasady bezpośredniości czynności procesowych - bo USA odmówiły zgody na przyjazd do Polski szefa operacji oficera DEA Gary'ego Gallowaya i obywatela Kolumbii o pseudonimie Mono, przypuszczalnie objętego w USA programem ochrony świadków, który miał pójść na współpracę z amerykańskimi służbami i współuczestniczyć w operacji.

Obrońcy i oskarżeni byli przeciwni przekazaniu sprawy sądowi w USA. Adwokaci dowodzili, że pogorszy to sytuację procesową oskarżonych, co naruszyłoby gwarantowane w Polsce prawa obywatelskie i rodziłoby roszczenia odszkodowawcze wobec państwa. W Polsce grozi im do 10 lat więzienia, a w USA - za przemyt narkotyków - dożywocie bez prawa do bezterminowego zwolnienia z więzienia.

Minister może przekazać daną sprawę innemu państwu, gdy wymaga tego "dobro wymiaru sprawiedliwości". Władze USA musiałyby jednak tego chcieć; stanowisko oskarżonych nie jest wiążące. Początkowo Ministerstwo Sprawiedliwości potwierdziło informacje  ze źródeł sądowych, że przystało na wniosek o przekazanie. W listopadzie ub.r. resort podał jednak, że odesłał sądowi wniosek, bo "interes wymiaru sprawiedliwości nie wymagał wystąpienia o przejęcie ścigania".

Nowy proces ruszył w końcu w listopadzie. Sąd chce przesłuchania w USA Gallowaya i "Mono".

Latem ub.r. na wolność wyszedł szósty z zatrzymanych w 2009 r. - obywatel Kolumbii Enrique Hernan N. W 2011 r. poddał się on karze 5 lat więzienia i 100 tys. zł grzywny. USA odstąpiły od jego ekstradycji; nie poinformowano nas, z jakiego powodu - ogłosiła we wrześniu ub.r. sędzia Radlińska. Dodała, że można się domyślać, iż wobec osądzenia N. w Polsce nie może być on sądzony za ten sam czyn w USA. Z akt sprawy wynika, że USA uznawały N. za organizatora przerzutów narkotyków. On sam twierdził, że był jedynie kierowcą zatrzymanego cudzoziemca. W 2009 r. "odstąpił on od udziału w sprawie, bo zapewne zorientował się w sytuacji; zatrzymano go, gdy jechał w stronę granicy.

(pj)