Niezwykły poród w Krakowie. Na jednym z przystanków MPK na świat przyszła dziewczynka. Jej matka nie zdążyła na czas dojechać do szpitala.

W święta 45-latka ze Skawiny koło Krakowa jechała tramwajem razem z mężem do jednego z krakowskich szpitali. Miała tam urodzić dziecko. W pewnym momencie poczuła, że nie dotrze na czas do placówki; zaczęła się akcja porodowa. Kobieta wysiadła na przystanku przy Dworcu Głównym. 

W tym czasie ulicą Westerplatte przejeżdżał patrol policji. Funkcjonariusze, widząc zbiegowisko, natychmiast zatrzymali radiowóz. Okazało się, że kobieta zdążyła już urodzić dziewczynkę.

Policjanci sprawdzili, w jakim stanie jest maluch i jak czuje się matka. Wezwali również pogotowie ratunkowe. Czekając na przyjazd ekipy ratunkowej, ogrzewali kobietę i dziecko kocami termoaktywnymi. Po przyjeździe pogotowia mama i dziewczynka zostały zabrane do szpitala. 

Według naszych ustaleń, dwie godziny przed tym zanim zaczął się poród, kobieta zadzwoniła po karetkę pogotowia. Dyspozytor jednak odmówił. Dlaczego tak się stało? To wyjaśnia krakowskie pogotowie.

Dyspozytor medyczny twierdzi, że w trakcie rozmowy telefonicznej uznał, że skurcze u przyszłej matki były na tyle rzadkie, że do porodu zostało jeszcze sporo czasu.

Od kobiety usłyszał, że jest pod opieką męża i ma zapewniony transport. Wtedy zdecydował o niewysyłaniu karetki. Zalecił jednocześnie, aby przyszła matka pojechała do szpitala. Nie przypuszczał jednak, że kobieta razem z mężem zamiast samochodem pojedzie na porodówkę tramwajem. Poród rozpoczął się w wagonie pojazdu. 

(ug)