Unia Europejska nie wstrzyma importu naszej wołowiny – dowiedziała się brukselska korespondentka RMF. Już teraz istnieją w Polsce dokładne kontrole sprzedawanego Unii mięsa, które są zgodne z europejskimi normami. W Polsce trzeba jednak zrobić jeszcze wiele, aby całkowicie wyeliminować ryzyko trafienia zakażonego mięsa do sklepów.

Komisja przypomina, że w Polsce wciąż nie została wprowadzona identyfikacja zwierząt na wzór unijny. Gdyby zwierzęta były dokładnie oznakowane, od razu można byłoby powiedzieć z jakiej hodowli pochodzi zarażona sztuka, a to z kolei pozwoliłoby szybko wykryć i odizolować chore zwierzęta.

Ponadto Polacy będą musieli zwiększyć liczbę etatów w Głównym Inspektoracie Weterynarii. Obecnie mamy za mało wykwalifikowanego personelu do zadań, które trzeba wykonywać. Unijni eksperci krytykują także uzależnienie polskich weterynarzy od samorządów. Oznacza to, że nie są oni w pełni niezależni i nie zawsze mogą działać tylko w interesie konsumenta.

Trzeba także zwiększyć budżet przeznaczony na wyposażenie laboratoriów, które przeprowadzają testy na BSE. Polskę skrytykowano również za zbyt małą ilość testów na BSE na zwierzętach urodzonych w naszym kraju, a także na padłych zwierzętach. Trzeba także wyeliminować ryzyko wymieszania w polskich młynach mączki mięsno-kostnej z paszami dla zwierząt.

Unia Europejska wielokrotnie przestrzegała, że Polska jest krajem podwyższonego ryzyka, jeśli chodzi o BSE. Opinia to opierała się na geograficznej bliskości z krajami, gdzie wystąpiła choroba wściekłych krów. Główną przyczyną jednak był fakt, że na początku lat 90. importowaliśmy z Niemiec mączkę mięsno-kostną, która prawdopodobnie zawierała priony.

07:40