Łódzki sąd aresztował w czwartek na trzy miesiące 33-letniego mężczyznę, podejrzanego o zabójstwo 4-latki oraz znęcanie się nad nią ze szczególnym okrucieństwem. Do aresztu trafiła też 27- letnia matka dziewczynki.

Łódzki sąd aresztował w czwartek na trzy miesiące 33-letniego mężczyznę, podejrzanego o zabójstwo 4-latki oraz znęcanie się nad nią ze szczególnym okrucieństwem. Do aresztu trafiła też 27- letnia matka dziewczynki.
Matka zakatowanej 4-latki /Grzegorz Michałowski /PAP

Jak ustaliła dziennikarka RMF FM Agnieszka Wyderka, matka 4-letniej zakatowanej Oliwii odpowie za narażenie córki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu w sytuacji, gdy na kobiecie ciążył obowiązek szczególnej opieki nad dzieckiem. Joanna N. nie przyznała się do zarzutu.

Prokuratorskie zarzuty oznaczają, że kobieta odpowiada za to, że zostawiała dziecko pod opieką obcej osoby i nie sprawdzała, czy nie dzieje mu się krzywda. Joannie N. grozi za to maksymalnie 5 lat więzienia.

Matka 4-latki zeznała, że widziała na ciele dziecka ślady przemocy, ale nie zwracała się o pomoc medyczną, a jedynie smarowała zasinione miejsca maścią. Kobieta twierdzi, że sama nie biła córki. Pierwsze przejawy przemocy wobec dziecka zobaczyła w połowie listopada, ale i tak zostawiała dziewczynkę pod wyłączną opieką konkubenta.

Oliwia miała spaść z huśtawki. Sekcja zwłok wykazała obrzęk mózgu

Kobieta we wtorek po południu zgłosiła się na pogotowie. Na rękach trzymała ubraną w kurtkę córeczkę. Twierdziła, że dziecko spadło z huśtawki. 

Niestety, na pomoc medyczną było za późno; dziecko bowiem nie żyło. W ocenie medyka sądowego zgon mógł nastąpić nawet na kilka godzin przed przywiezieniem czteroletniej Oliwii na pogotowie. Co więcej, dziewczynka miała obrażenia, które wskazywały na pobicie. 

Sekcja zwłok wykazała, że czterolatka miała krwiaka, obrzęk mózgu, połamane żebra, obojczyk i złamaną rękę, która zaczęła się goić.

Oprawcy Olwii grozi dożywocie

33-letni partner matki Oliwii już usłyszał zarzut zabójstwa i znęcania się ze szczególnym okrucieństwem. Grozi mu dożywocie.

W rozmowie z policjantami przyznał, że bił dziewczynkę, by ją uciszyć. Gdy nie przestawała płakać, uderzał jej głową o bok drewnianego łóżka. Oprawca przyznał, że robił to od kilku dni, a dzień przed jej śmiercią dusił ją, bo "często płakała i marudziła".

O tych makabrycznych szczegółach miał opowiadać policjantom bez jakichkolwiek emocji, spokojnie i płynnie.

Jak ustalono, dziewczynka mieszkała wraz z matką i jej konkubentem w jednej z łódzkich kamienic od października 2016 roku. Wynajmowali jednopokojowe mieszkanie. Policjanci podczas przeszukania domu znaleźli na ścianie oraz na pozostawionych w łazience i schowanych do szafy ubraniach dziewczynki plamy wyglądające na ślady krwi.

Z naszych informacji wynika, że kobieta poznała obecnego partnera kilka miesięcy wcześniej. Do Łodzi sprowadziła się z Gliwic. Joanna N. ma jeszcze jedno dziecko, nad którym jednak nie sprawuje opieki. Aktualnie jest w ciąży.

(az, mkam)