"To nie są łatwe sytuacje. Każdy lubi więcej zarabiać, ale jest rzeczą oczywistą, że z punktu widzenia właściwie każdego obywatela, to chyba jednak nie jest pierwsza potrzeba" – stwierdził w Nakle nad Notecią lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, pytany o planowane podwyżki dla najważniejszych osób w państwie i parlamentarzystów. Były premier ocenił skalę tych podwyżek jako radykalną.

W piątek w Dzienniku Ustaw ukazało się rozporządzenie prezydenta, które wprowadza podwyżki m.in. dla premiera, marszałków Sejmu i Senatu i innych osób zajmujących kierownicze stanowiska w państwie, w tym podsekretarzy stanu (wiceministrów). Konsekwencją rozporządzenia będzie też podwyżka dla parlamentarzystów, gdyż - zgodnie z ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora - ich uposażenie odpowiada 80 proc. wysokości wynagrodzenia podsekretarza stanu (z wyłączeniem dodatku z tytułu wysługi lat), ustalonego na podstawie rozporządzenia prezydenta. Premier i marszałkowie będą zarabiać ponad 20 tys. zł miesięcznie, a posłowie i senatorowie zamiast 8016,07 zł, mają otrzymywać ok. 12,5 tys. zł. 

Rozmawiałem na ten temat długo z Platformą, wyraziłem jednoznaczny pogląd - stwierdził Donald Tusk, pytany o planowane podwyżki dla polityków.
Jak dodał, w tym samym momencie PiS i premier Mateusz Morawiecki proponują "radykalne podwyżki dla władzy i bardzo kontrowersyjne, związane z podwyższaniem podatków, składki zdrowotnej decyzje".

Tusk powiedział, że jest przekonany iż "w sytuacji pandemicznej, gdy tylu ludzi straciło, podnoszone są podatki, a inflacja przekracza granice bezpieczeństwa, z tego samego powodu nie proponowałby podwyżek dla władzy jako takiej".

Lider Platformy był też pytany, czy podziela obawy samorządów, że PiS "centralizuje wszystko" i że stracą one na Polskim Ładzie.

Dla mnie głos polskiego samorządu jest absolutnie bezcenny, ponieważ samorząd to nie jest jakaś partia polityczna. O mnie moi oponenci mogą myśleć: “atakuje PiS, bo jest szefem Platformy". Natomiast głos środowisk samorządowych, niezależnie od przynależności partyjnych, jest dość jednoznaczny. I trudno, by był inny - mówił lider PO. Jego zdaniem PiS "chce jeszcze bardziej scentralizować władzę, chce, żeby decyzje dotyczące spraw lokalnych - mieszkańców naszych gmin, powiatów - żeby te decyzje zapadały na Nowogrodzkiej i w głowie prezesa Kaczyńskiego i żeby pieniądze mieszkańców zostały w gigantycznej skali zabrane przez PiS". Były premier ocenił, że rząd może tymi pieniędzmi "obdzielać lojalnych, posłusznych wobec PiS i prezesa Kaczyńskiego".

To jest nie do zaakceptowania nie tylko dlatego, że PiS źle rządzi, ale to jest rujnujące dla samorządu jako takiego. I to jest po prostu grabież pieniędzy ludzi - powiedział Tusk. Podkreślał, że samorząd nie ma swoich pieniędzy - tak jak i rząd - tylko dysponuje pieniędzmi mieszkańców. Gigantyczna kwota ma zniknąć z kieszeni mieszkańców, bo tak sobie wyobraził prezes Kaczyński czy premier Morawiecki - stwierdził.

Tusk mówił, że kwestia rozwiązań zawartych w Polskim Ładzie była "centralną kwestią" jego spotkania z samorządowcami. Trzeba wywierać presję na rząd, w parlamencie, w rozmowach samorządu z władzami, presje publiczna, presję w mediach, bo jest w interesie publicznym aby rząd zmienił stanowisko i oddał to, co samorządom i ich mieszkańcom się należy, żeby nie zawłaszczał coraz większych przestrzeni - mówił.

"Za chwilę będziemy mieli proporcję: jeden emeryt - jeden pracujący"

Tusk był też pytany przez jednego z mieszkańców Nakła nad Notecią, co chce osiągnąć w Polsce, skoro już tyle czasu rządził w kraju i - jak mówił pytający - brakowało wtedy pieniędzy i były afery. Ten sam mężczyzna dopytywał także, czy Tusk nadal jest za podniesieniem wieku emerytalnego do 70. roku życia.

Uważam, że popełniłem błąd jako premier, proponując rozwiązanie, niezależnie od tego, czy ludzie go chcieli czy nie. Tak naprawdę, jeśli pyta mnie pan o opinię, czy powinniśmy dłużej pracować, to nie moje zdaniem ma tutaj znaczenie, tylko demografia. Ludzie żyją dłużej, my za chwilę będziemy mieli proporcję: jeden emeryt - jeden pracujący - mówił Tusk.

Lider PO zauważył, że Polacy obecnie żyją średnio o osiem lat dłużej, a pracują cały czas tak samo długo. Ja nie mam żadnych wątpliwości, że system emerytalny, czyli wysokość emerytury, będzie także zależała od tego jakie są proporcje między pracującymi a emerytami. Mieliśmy dylemat i ten dylemat jest nadal aktualny: czy idziemy na emeryturę wcześniej, czyli w tym wieku, w którym obecnie idziemy, 60, 65, ze świadomością, że to oznacza w perspektywie, że te emerytury będą coraz mniej warte, czy też pracujemy dłużej po to, by te emerytury były więcej warte - tłumaczył.

Mój błąd polegał na tym, że nie powinienem tego rozwiązania narzucać, tylko o wiele intensywniej i dłużej tłumaczyć, że na tym polega wybór: im dłużej pracujemy, mamy wyższe emerytury, im krócej - mamy niższe emerytury i żeby jednak ci, których to dotyczy zdecydowali, jaki model wolą. Krótsza praca - mniejsza emerytura; dłuższa praca - wyższa emerytura - podkreślał Tusk.

"Jestem absolutny amator"

Odnosząc się do pytania o afery, Tusk stwierdził, że "jeśli mowa o aferach i skandalach" to on "nie ma żadnego startu do tej ekipy, która dzisiaj rządzi". To ja jestem absolutny amator - dodał. Nie zgodził się też ze stwierdzeniem, że za jego rządów "na nic nie było pieniędzy". Niech pan nie opowiada takich głupot, ma pan oczy, ma pan możliwość przemieszczania się po Nakle, po województwie kujawsko-pomorskim, po Polsce - mówił Tusk. Dodał, że za jego rządów zbudowano wiele mostów, obwodnic i budynków użyteczności publicznej, szpitali. Przekonywał, że za to za czasów rządów PiS "łóżka szpitalne zaczęły znikać z prędkością kosmiczną i ten proces trwa".

Myśmy nie dali ludziom 500 plus, a PiS dał 500 plus. I to pozwala formułować takie tezy, że wtedy nie było na nic pieniędzy, a teraz są. Jaką cenę za to zapłacimy - tego jeszcze nie wiem. To była bardzo odważna decyzja - przyznał lider PO.