"Warto zastanowić się nad tym, czy powinna trwać aż dwa dni” – stwierdził premier Donald Tusk pytany o pomysł całkowitej likwidacji ciszy wyborczej. Wydaje się, że ta sobota przed wyborami mogłaby spokojnie pobyć czasem kampanii wyborczej. Jeśli jednak uznamy, że ryzykujemy, że w niedzielę - w dniu wyborów - także można agitować, to ja to jakoś przeżyję" – zapewnił.

Premier przyznał, że często irytują go wymogi ciszy wyborczej. Zastrzegł jednak, że jej całkowite zniesienie mogłoby mieć negatywne konsekwencje. Jeśli sobie uruchomimy wyobraźnię, jak może wyglądać kampania wyborcza w dniu wyborów przed lokalami wyborczymi, to nie wiem, czy będziemy entuzjastami takiego rozwiązania - zasugerował. Nie można wylać dziecka z kąpielą - podkreślił.

Sojusz Lewicy Demokratycznej ma jeszcze w tym tygodniu złożyć w Sejmie projekt zmian w Kodeksie wyborczym, który likwidowałby ciszę wyborczą. Rzecznik SLD Dariusz Joński ocenił, że jej utrzymywanie to "archaiczne i przestarzałe rozwiązanie". Wydaje się, że najważniejszym argumentem przemawiającym za zniesieniem ciszy wyborczej jest to, iż w dobie internetu trudno jest wyegzekwować jej przestrzeganie - powiedział. Dodał, że obecna sytuacja daje uprzywilejowaną pozycję ugrupowaniom sprawującym władzę. Wielokrotnie zdarzało się, że w przeddzień wyborów prezydent czy premier pokazywani byli w programach telewizyjnych. I choć nie były to sytuacje związane z kampanią wyborczą, to jednak politycy partii rządzących mają o wiele większe możliwości, aby zaistnieć za pomocą mediów, również w trakcie obowiązywania ciszy wyborczej - przekonywał.