Premier Donald Tusk i minister obrony narodowej Bogdan Klich wrócili z Afganistanu. Spotkali się tam z polskimi żołnierzami. Jesteśmy z was dumni. Wasza służba ma sens. Polsce potrzeba waszej ofiarności - powiedział premier podczas odwiedzin w bazie Szarana. Zapewnił też, że rząd zrobi wszystko, aby misja w Afganistanie była zaopatrzona w sprzęt najlepiej, jak to możliwe.

Przebywając w Afganistanie, szef rządu wyraził żal z powodu śmierci trzech polskich żołnierzy, którzy zginęli podczas patrolu w ubiegłym tygodniu. Przyjmijcie wyrazy współczucia i solidarności - mówił do towarzyszy poległych. Kondolencje na ręce premiera złożył również dowódca podległych NATO Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa, generał David McKiernan. McKiernan podziękował polskiemu premierowi za udział naszych wojsk w misji w Afganistanie i podkreślił, że bardzo wysoko ceni profesjonalizm polskich żołnierzy.

Tusk zapowiedział wyłączenie naszej misji w Afganistanie z przepisów o zamówieniach publicznych. Mamy naprawdę dobrych żołnierzy, mamy chyba trochę gorszy sprzęt i jeszcze gorsze niektóre przepisy, które utrudniają żołnierzom wypełnianie tej misji i to trzeba będzie naprawić - mówił. Zdaniem premiera, konieczne jest uproszczenie niektórych regulacji tak, by najprostsze zadania jak zakup kocy dla miejscowej ludności nie musiały przechodzić przez wielomiesięczny tryb zamówień publicznych. Po zmianie przepisów to dowódcy kontyngentu będą decydować o tym, kiedy i jak wydać przeznaczone dla misji środki finansowe. O wskazowki w tej kwestii Tusk poprosił dowódcę polskiego kontyngentu generała Buszkę i innych dowódców.

Tymczasem Jacek Filipowicz z Centrum Informacyjnego Rządu zdementował wcześniejsze doniesienia "Faktu" o planowanym zamachu na premiera. Nazwał je "piramidalną bzdurą" - choć gazeta, podając informację na temat zagrożenia życia Donalda Tuska, powoływała się właśnie na słowa Filipowicza. Dostaliśmy informację o planowanym zamachu - miał rzekomo powiedzieć dziennikarzom gazety. I wyjaśnił, że talibowie chcieli ostrzelać konwój z moździerzy.

To z tego powodu tuż po przylocie do Kabulu Donald Tusk miał przez całą godzinę nie opuszczać samolotu. Zrobiło się bardzo nerwowo, gdy okazało się, że ktoś porzucił w okolicy podejrzaną ciężarówkę. Istniała groźba zdalnej detonacji ładunku wybuchowego - cytował "Fakt" rzekomą wypowiedź Filipowicza. Według gazety, służby bezpieczeństwa dopiero po godzinie dały sygnał do opuszczenia samolotu.