„W getcie jest zawsze zimno, lodowato zimno, i to zarówno w domu, jak i na dworze. (…) W getcie nie ma lata, w ogóle nie ma tu pór roku i słońce też tu nie świeci. Wszystko jest zawsze ciemne i szare” – pisze w książce „Dziewczynka w czerwonym płaszczyku” pisarka i malarka Roma Ligocka. Poza nią, piekła krakowskiego getta zaznali m.in. Roman Polański, Ryszard Horowitz i Miriam Akavia. W rocznicę likwidacji getta, przybliżamy ich wspomnienia z tamtego okresu.

Getto dla ludności żydowskiej w Krakowie było jednym z pięciu największych, utworzonych przez hitlerowskie władze okupacyjne w Generalnym Gubernatorstwie. Powstało w 1941 roku. Jego teren zamieszkiwało około 17 tys. osób. Ostateczną likwidację getta przeprowadzono w dniach 13-14 marca 1943 roku. Zostało zamordowanych ok. tysiąca Żydów. 6 tysięcy mieszkańców, których uznano za zdolnych do pracy, przetransportowano do obozu Kraków-Płaszów. Pozostałych wywieziono do obozu Auschwitz-Birkenau, gdzie czekała na nich tylko śmierć.

Ligocka: Ten, kto ich nie słucha, zostaje zabity

Swoje wspominania z pobytu w getcie: strach, upokorzenie i śmierć bliskich, opisała w "Dziewczynce w czerwonym płaszczyku" pisarka i malarka Roma Ligocka. "Jest nas bardzo, bardzo dużo. Wszędzie jest mnóstwo ludzi. Niektórzy mają wielkie psy, noszą broń i pilnują. Według własnych zachcianek strzelają do innych, mogą też strzelić do mnie. Tymi innymi jesteśmy my. Żydzi" - czytamy w książce Ligockiej. 

Pisarka wspomina oprawców z getta: "Ci z bronią mają złote guziki i czarne, błyszczące buty, które skrzypią na śniegu, kiedy maszerują. Najczęściej jednak tak strasznie wrzeszczą, że tego skrzypienia wcale nie słychać. Oni wrzeszczą, a my jesteśmy posłuszni. Ten, kto ich nie słucha, zostaje zabity. Wiem o tym dobrze, choć jestem jeszcze bardzo mała. Tak mała, że tym mężczyznom w błyszczących butach sięgam mniej więcej do kolan".

Mała, mająca w chwili likwidacji getta zaledwie 5 lat Roma, uciekała przed koszmarną, przeszytą lękiem rzeczywistością w świat fantazji. Dowodzi tego fragment: "Próbuje stać się niewidzialna. Czasem nawet mi się to udaje, a wtedy rozpuszczam się i zlewam w jedno z lodowatym wiatrem, z wrzaskiem i z zimną, drobną dłonią mojej babci. Trzyma mnie mocno, ale mnie z nią wcale nie ma. Dawno już opuściłam moje ciało".

Polański wspomina po latach: Wtedy pękło mi serce

Do krakowskiego getta trafił także w 1941 roku mały Raymond Thierry Liebling, czyli Roman Polański, kuzyn Romy Ligockiej. Jego rodzinę ulokowano w mieszkaniu przy ulicy Tatrzańskiej w Krakowie.

Polański nawiązuje do koszmaru tamtego okresu m.in. w dokumencie w reżyserii Francuza Laurenta Bouzereau’a. Tam mówi o wywózce do obozu Auschwitz swojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa - Pawła. Wtedy pękło mi serce - przyznał po latach reżyser.

Reżyser po latach wspomina, że był świadkiem wielu strasznych historii. Na jego oczach w getcie zginęła m.in. staruszka nie nadążająca za kolumną kobiet. Gdy esesman zastrzelił kobietę, kilkuletni wówczas Roman w przerażeniu "wpadł do najbliższej bramy". Wcisnąłem się w jakiś śmierdzący zakamarek pod schodami. Tkwiłem tam wiele godzin - opowiada.

Polański szczególnie zapamiętał dzień, w którym dowiedział się, że z getta do obozu wywieziono jego matkę. Po akcji w getcie mój ojciec przyszedł po mnie  (...). Był czuły, całował, tulił, nagle wybuchnął płaczem i powiedział "zabrali matkę" - wspomina po latach reżyser. Drżącym głosem dodał podczas wywiadu, że matka, która zginęła w komorze gazowej w Auschwitz, była wówczas w ciąży.

W dniu, gdy zaczęła się likwidacja krakowskiego getta, Roman Polański zdołał uciec dzięki pomocy ojca. Ten nad ranem 13 marca przeciął drut kolczasty i kazał chłopcu "zjeżdzać". Roman miał wtedy 9,5 roku. Ojciec Polańskiego trafił do obozu w Mauthausen. Udało mu się przeżyć. Reżyser wspomina jego powrót do domu jako "najszczęśliwszy dzień w życiu".

Akavia: Przy bramach getta wyrwano mi dzieci. Rozstrzelano je na miejscu

Wśród ocalałych z krakowskiego getta była zmarła niedawno w Tel Awiwie pisarka i tłumaczka Miriam Akavia. Jej rodzina została przetransportowana do getta w marcu 1941 roku, gdzie dzieliła mieszkanie z 20 innymi osobami. Pisarka często wspominała towarzyszący temu czasowi głód i nieustające transporty Żydów do obozu w Bełżcu.

Dzięki staraniom ojca, 15-letniej Miriam wyrobiono fałszywe kenkarty. Dziewczyna mogła wyjechać do Lwowa razem ze starszym bratem. Gdy ten został aresztowany przez Gestapo, Miriam zdecydowała się na powrót do Krakowa.

Pisarka w jednym z wywiadów wspominała tę dramatyczną decyzję: Zostawiłam wszystko i wróciłam do krakowskiego getta. W dniu likwidacji, w marcu 1943 roku, kiedy przeganiano zdolnych do pracy mieszkańców krakowskiego getta do obozu w Płaszowie, wyrwano mi przy bramach getta troje malutkich dzieci, którymi się opiekowałam, i rozstrzelano na moich oczach. Dzieci nie były arbeitsfähig (zdolne do pracy - przyp. red.).

Horowitz: Horror nieustającego lęku i niepewności

Więźniem getta krakowskiego był także Ryszard Horowitz. Znany dziś na całym świecie fotografik, trafił tam z rodziną wiosną 1941 roku, w wieku 2 lat. "Szczęśliwie dla nas dziadkowie Horowitzowie nadal mieli mieszkanie przy Limanowskiego, na terenie powstającego właśnie getta, więc po prostu wprowadziliśmy się do nich" - napisał w książce "Życie niebywałe". 

Horowitz przyznał, że niewiele pamięta z tamtego okresu. "Niusia (siostra - przyp. red.), starsza ode mnie, dobrze zapamiętała te okropności. Ja natomiast mam tylko przebłyski, niejasne strzępki obrazów, pojedyncze, wyrwane z kontekstu epizody".

W tej samej książce fotografik podkreślił: "Gdy rzeczywistość getta z selekcjami, gwałtem i przemocą, głodem i brudem objawiła się Horowitzom w całej okropność, dzięki zaufanym ludziom ojciec przeszmuglował mnie, Niusię i Olka Rosnera do mojego stryja Mundka Horowitza i jego rodziny. Tym sposobem na jakiś czas zostały naszej trójce oszczędzone koszmary, na które codziennie patrzyli dorośli w mojej rodzinie - horror nieustającego lęku i niepewności, kolejne akcje wysiedleni, pogarszające się warunki sanitarne".

Horowitz zaznaczył w książce "Życie niebywałe", że nie było go w Krakowie, gdy w maju 1942 roku rozpoczęły się wywózki zwiastujące systematyczną likwidacje getta: "W ich wyniku ciocia Marysia z Rosnerów Ofenowa, najmłodsza siostra mamy, ciocia Melania i dziadkowie Rosnerowie zostali wywiezieni do Bełżca. (...) Już mi po latach opowiadano, z Bełżca przetransportowano ich do Stutthofu, a w styczniu 1945 roku, gdy Niemcy ewakuowali obóz, kazali im biec prosto w zimne wody Bałtyku. Hitlerowcy rozstrzelali tych, których nie zabiła lodowata woda".

Horowitz wspomniał też w autobiografii o październikowej akcji w krakowskim getcie, w której rozstrzelano chorych starców i dzieci - "wszystkich uznanych za niezdolnych do pracy". W "Życiu niebywałym" fotografik podkreślił również: "Rodziców przeniesiono do tworzonego obozu koncentracyjnego w Płaszowie. Najprawdopodobniej nie musieli wiec na własne oczy oglądać jednych z najtragiczniejszych scen w historii Krakowa - ostatecznej likwidacji getta w marcu 1943 roku".

(mn)