Trzy razy musieli interweniować ratownicy TOPR w Tatrach niemal w tym samym czasie. Na szczęście w żadnym z tych przypadków turyści nie doznali poważnych obrażeń.

Turystka została uderzona spadającym kamieniem 100 metrów poniżej szczytu Koziego Wierchu. Na szczęście nie straciła przytomności. Poza przeciętą skórą kobieta nie doznała poważniejszych obrażeń. Po zwiezieniu śmigłowcem do Zakopanego o własnych siłach poszła do szpitala.

Dwoje turystów utknęło w terenie wspinaczkowym schodząc z Orlej Perci. Pomylili ścieżki i zamiast Żlebem Kulczyńskiego schodzili Rysą Zaruskiego. Ratownicy z pomocą lin wyprowadzili ich na właściwą ścieżkę.

Trzecia interwencja TOPR związana jest z wypadkiem kobiety, która uszkodziła sobie nogę na Nosalu. Ratownicy muszą ją znieść na dół.

Nieodpowiedzialny ojciec i 13-letnia córka

W poniedziałek ratownicy TOPR musieli interweniować w związku z nieodpowiedzialnym zachowaniem ojca, który zabrał swoją 13-letnią córkę na Rysy. Turyści nie mieli ciepłej i przeciwdeszczowej odzieży. Ratownicy zabrali ich na pokład śmigłowca i przetransportowali do Zakopanego. Dziewczynka była przemarznięta i przemoczona. Nie była w stanie zejść na dół. Jej ojciec zdawał się nie wiedzieć, że naraził ją i siebie na niebezpieczeństwo.

Na moje pytanie, dlaczego nie wzięli nic ciepłego w góry było zdziwienie: "Przecież jest lato, co my mamy wziąć ciepłego? - relacjonował w rozmowie z RMF FM ratownik dyżurny Krzysztof Długopolski.

(mn)