Ostatnie rozdanie kart przed walką o sukcesję po ustąpieniu za dwa lata prezydenta Eduardzie Szewardnadze. Tak określane są dzisiejsze wybory parlamentarne w Gruzji. Prezydenckiemu blokowi "Za Nową Gruzję" grozi klęska wyborcza.

Opozycja od jakiegoś czasu powtarza oskarżenia, że władze zamierzają sfałszować wybory. Napięta sytuacja w kraju doprowadziła nawet do starć między zwolennikami poszczególnych partii. Swoje siły w stan gotowości postawiła Południowa Osetia, separatystyczna republika na północy Gruzji, jedno z dwóch - obok Abchazji - nieuznanych państewek istniejących na terenie tego zakaukaskiego kraju.

W wyścigu do parlamentu startuje 21 partii i ugrupowań. Według jednego z nielicznych przedwyborczych sondaży, walka o zwycięstwo rozegra się między dwoma ugrupowaniami opozycyjnymi - Ruchem Narodowym, byłego ministra sprawiedliwości Michaiła Saakaszwili i sojuszem, na którego czele stoją przewodnicząca parlamentu Nino Burdżanadze i były przewodniczący izby Zurab Żwanija. Burdżanadze.

Jeżeli wierzyć sondażom, to popierający prezydenta blok "Za Nową Gruzję" ma niewielkie szanse. Choć jego przedstawiciele uparcie twierdzą, że popiera ich co najmniej 40 proc. ludności, to badanie Fundacji Otwartego Społeczeństwa, daje im zaledwie 9-procentowe poparcie.

Przedstawicieli Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie niepokoją poważne nieprawidłowości na listach wyborczych. Głosowaniu przyglądać się będzie ponad 3 tysiące zagranicznych i krajowych obserwatorów. W lokalach wyborczych, do skreślania kart i rejestracji wyborców ma być używany

specjalny atrament, by nie dopuścić do dwu, a nawet wielokrotnego głosowania tych samych osób.

13:00