Dramat w kopalni Mysłowice-Wesoła. Trzech pracowników zginęło, a czwarty został ciężko ranny w wypadku, do którego doszło nad ranem ponad 300 metrów pod ziemią. Na mężczyzn spadł kabel energetyczny, który może ważyć nawet kilka ton. Akcja ratunkowa trwała kilka godzin. By dotrzeć do uwięzionych, ratownicy musieli przebijać się przez stal.

Szyb, w którym doszło do wypadku, był pogłębiony. Czterech pracowników montowało tam kolejny odcinek kabla energetycznego, dzięki któremu winda miała zjeżdżać jeszcze niżej. Trzech mężczyzn pracowało na dachu windy, czwarty - wyżej nich, przypięty na specjalnych szelkach.

W tej chwili nie wiadomo, dlaczego kabel energetyczny spadł do szybu na pracujących mężczyzn - próbują to wyjaśnić specjaliści. Trzeba przede wszystkim ustalić, czy zwoje kabla, znajdujące się około 300 metrów nad pracownikami, były odpowiednio zabezpieczone.

Akcja ratunkowa trwała kilka godzin

Informacja o wypadku w kopalni dotarła do dyspozytora około godziny 4:20. Ponieważ zdarzenie ma miejsce w przedziale szybu, nie można uruchomić windy - informował w czasie akcji ratunkowej Wojciech Jaros z Katowickiego Holdingu Węglowego. 

Na powierzchnię najszybciej wydobyty został jeden z trzech mężczyzn, którzy stali na dachu windy. Jego stan jest ciężki, ale stabilny. Mężczyzna został przewieziony do szpitala św. Barbary. Tam przeszedł operację. Był przytomny, wydolny oddechowo i krążeniowo. Ma jednak wiele złamań i obrażeń wewnętrznych, bowiem ciężki kabel spadł na jego tułów. Jak mówią lekarze, jego stan psychiczny poprawił się po spotkaniu z żoną.

Przez kilka godzin ratownicy próbowali dotrzeć do pozostałej trójki. Pod ziemię zjechali sąsiednią windą i próbowali przebić się do szybu, w którym uwięzieni zostali trzej mężczyźni. Niestety wszyscy trzej już nie żyli, kiedy ratownikom udało się do nich dotrzeć.

"To był nietypowy wypadek i nietypowa akcja ratunkowa"

Rzecznik Wojciech Jaros powiedział reporterce RMF FM Annie Kropaczek, że wypadek był nietypowy, podobnie jak akcja ratunkowa. To nie było przebijanie się przez skałę ani przez węgiel. Trzeba było wyciąć otwory w stali i przejść przez ten otwór. To była klatka (o powierzchni) 4-5 metrów kwadratowych. Tam pracował jeden zespół ratowników, a drugi był w pogotowiu, ponieważ więcej osób by tam nie weszło - relacjonował.

Ofiary to pracownicy firmy zewnętrznej Kopex-Przedsiębiorstwo Budowy Szybów.