Nagrania z monitoringu mają między innymi pomóc w wyjaśnieniu wczorajszej tragedii na przejeździe kolejowym w Puszczykowie pod Poznaniem. W karetkę pogotowia uderzył tam rozpędzony pociąg. Zginęli 30-letni lekarz i 42-letni ratownik medyczny. Drugi z ratowników, którzy siedział za kierownicą pojazdu, w ciężkim stanie trafił do szpitala. Prokuratura wszczęła śledztwo ws. wypadku.

Jak zapewniają kolejarze, wszystkie urządzenia na przejeździe były sprawne.

Karetka utknęła między zamkniętymi szlabanami. Na przejazd, bez włączonych sygnałów dźwiękowych, wjechała w momencie rozpoczęcia opuszczania rogatek.

Kiedy samochód został uwięziony na torach między zamkniętymi rogatkami, kierowca ambulansu próbował wycofać karetkę i ustawić ją równolegle do torów przy jednym z zamkniętych szlabanów. Po kilku sekundach od tego manewru rozpędzony pociąg relacji Katowice-Gdynia uderzył w prawy bok karetki. 

Karetka jechała po pacjenta do szpitala w Puszczykowie. Zmasakrowany wrak pojazdu znalazł się kilkadziesiąt metrów od miejsca zdarzenia. Na pomoc wysłano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Do wypadku doszło tuż przed stacją Puszczykowo, na której ten pociąg się nie zatrzymuje, jechał więc z dużą prędkością. 

Kierowca karetki w śpiączce farmakologicznej, prokuratura wszczęła śledztwo

Ofiary to załoga ambulansu. Zginął ratownik medyczny i lekarz. Ranny został drugi z ratowników. Jego stan jest ciężki. Mężczyzna ma uraz wielonarządowy, przeszedł operację, jest w śpiączce farmakologicznej. Nie informujemy, jakich obrażeń doznał pacjent - mówi rzeczniczka Szpitala im. prof. S.T. Dąbrowskiego w Puszczykowie Marzena Rutkowska-Kalisz. 

Prokuratura Okręgowa w Poznaniu wszczęła śledztwo - pod kątem spowodowania wypadku, w którym życie straciły dwie osoby, ale też pod kątem sprowadzenia ryzyka katastrofy w ruchu lądowym. Decyzja o jego wszczęciu zapadła po przeanalizowaniu nagrań z kamer monitoringu na przejeździe i w lokomotywie. Śledczy potwierdzają, że kierowca karetki manewrował tak, by ustawić ją równolegle do torów. To wtedy nastąpiło zderzenie.

Jeśli stan kierowcy na to pozwoli, śledczy będą chcieli go przesłuchać. Zamierzają też sprawdzić, czy rzeczywiście instalacja sterująca zaporami na przejeździe była w pełni sprawna.   

Nieoficjalnie: Dyżurna ruchu włączyła tzw. radioalarm

Instalacja na przejeździe tuż przed stacją w Puszczykowie jest w pełni automatyczna, nie obsługuje jej dróżnik. Uruchamia ją czujnik w trakcie, gdy do przejazdu zbliża się pociąg. Najpierw włączają się czerwone światła i sygnał dźwiękowy, a po chwili opuszczają się rogatki. Ta procedura zdaniem kolejarzy zadziała bez zarzutu, ale wyjaśni to jeszcze specjalna komisja i prokuratura.

Jak nieoficjalnie ustalił dziennikarz RMF FM Mateusz Chłystun, sytuację na przejeździe dzięki monitoringowi zauważyła dyżurna ruchu, która włączyła tzw. radioalarm. To znak dla maszynisty, że powinien natychmiast zacząć hamować. Wszystko trwało jednak zbyt krótko, by pociąg mógł znacznie zwolnić. Według obowiązujących w tym miejscu przepisów skład może jechać z prędkością 120km/h. Od momentu wjazdu karetki na przejazd kolejowy, do uderzenia w nią przez pociąg minęło około 40 sekund.