Mężczyzna, który przez błąd sędziego przesiedział w więzieniu 134 dni, chce 300 tys. złotych odszkodowania. Prawnicy twierdzą, że nic mu się nie należy, bo... jego sytuacja życiowa się nie pogorszyła - czytamy w "Gazecie Wyborczej".

Mężczyznę skazano w 2010 r. na pół roku więzienia w zawieszeniu za zniszczenie mienia w awanturze domowej. W czerwcu ubiegłego sąd w Siemianowicach Śląskich nakazał osadzić go w zakładzie karnym za rzekome przestępstwo. Okazało się, że sąd się pomylił. 

"Sam jest sobie winny"

Poszkodowany wytoczył proces skarbowi państwa. Jednak zdaniem prawników Prokuratorii Generalnej nie należy mu się odszkodowanie, bo nie można tu mówić o pogorszeniu sytuacji życiowej z powodu pomyłkowego pozbawienia wolności. Przed uwięzieniem był on bowiem bezdomny i bezrobotny. Prawnicy dodają, że mężczyzna sam jest sobie winien, bo po uwięzieniu nie podjął próby wyjaśnienia sytuacji.

Józef Kogut, prezes Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Przestępstw, stanowisko Prokuratorii Generalnej uważa za skandaliczne. Wynika z niego, że przedstawiciele RP oficjalnie dzielą obywateli na lepszych i gorszych. Zapominają jednak, że nikogo nie wolno bezprawnie pozbawiać wolności. Bez względu na pozycję i sytuację ekonomiczną - mówi Kogut.

Ciągnie się za nim zła opinia

Tymczasem uwięziony przez pomyłkę mężczyzna próbuje zacząć życie od nowa. Ciężko mu jednak znaleźć stałą pracę, bo ciągnie się za nim opinia "tego, który siedział w więzieniu". Przeszedł też operację nogi, którą uszkodził za kratkami. Latem wystąpił do władz miasta o mieszkanie socjalne. Jest jednak na końcu długiej kolejki oczekujących.

(mal)