Do wtorku do północy komitety wyborcze były zobowiązane do usunięcia plakatów kandydatów. Afisze wyborcze, które zostaną na ulicach, usuną odpowiednie służby, które następnie wystawią rachunki komitetom.

Miesiąc na sprzątanie to dla komitetów zdecydowanie za mało. Warszawska Praga, Bielany, Ursus czy Białołęka toną w powyborczej makulaturze. Czysto jest tylko przy głównych ulicach. Im głębiej w osiedla, tym więcej uśmiechających się polityków spoglądających na nas ze sklepowych witryn czy słupów ogłoszeniowych. Naszpikowany takimi wątpliwymi atrakcjami jest między innymi stołeczny Plac Szembeka. Tam królują Przemysław Wipler, Paweł Lech, Sławomir Wróbel, Artur Górski i Andrzej Melak.

Mieszkańcy uważają, że plakaty już dawno powinny zniknąć, a ci, którzy ich nie usunęli, powinni za to zapłacić. Zapłacą na pewno ich komitety. W Warszawie plakaty usunie Zarząd Oczyszczania Miasta, który później wystawi za to faktury. Po wyborach w 2007 roku komitetom wyborczym w stolicy wystawiono rachunek na blisko 25 tysięcy złotych. Do dziś za sprzątanie nie zapłaciła Liga Polskich rodzin i Polska Partia Pracy. Sprawa trafiła do sądu, a o pieniądze walczy teraz komornik.