Zakaz palenia w stołecznych lokalach jest coraz mniej dotkliwy. Ich właściciele starają się jak najbardziej ułatwić życie palącym. Oryginalnych pomysłów nie brakuje - zauważa "Życie Warszawy".

W jednej z restauracji przy Nowym Świecie gości wita napis: "Wejście tylko dla palących". Czy to złamanie ustawy antynikotynowej? Nie, po prostu nasz lokal podzielony jest na dwie części - tłumaczy menedżerka lokalu. Według niej, osoby, które chcą palić, mają swoją własną salę z osobnym wejściem. Nie są te sale ze sobą połączone, dzięki czemu niepalący nie poczują zapachu dymu. Do nowych przepisów restauracja zaczęła się przygotowywać na miesiąc przed ich wejściem.

Inny pomysł miał właściciel jednego z pubów na Powiślu. W niewielkim lokalu wydzielił palarnię w namiocie zbudowanym z desek i folii. Obejście ustawy polega na tym, że teren palarni znajduje się poza lokalem. Z kolei w kawiarni przy ul. Mokotowskiej można wypożyczyć e-papierosa, dzięki któremu można wdychać nikotynę, a wydycha się nieszkodliwą parę wodną. Ustnik z wkładem kosztuje tam 2 zł i wystarczy do zastąpienia 10 - 15 zwykłych papierosów.

Pomysłowością popisał się właściciel muzycznego baru na Ursynowie. Gdy weszły nowe przepisy, postanowił przekształcić swój lokal w Klub Zwolenników Tytoniu. Aby móc przebywać w lokalu, trzeba było wypełnić deklarację członkowską, po czym dostawało się kartę klubową. Klub upadł po tygodniu, gdy okazało się, że właściciele takich miejsc mogą mieć problemy z uzyskaniem koncesji na alkohol. Teraz jego szef poszukuje sprzymierzeńców wśród innych małych lokali, by wspólnie zaskarżyć ustawę antynikotynową do Naczelnego Sądu Administracyjnego - pisze "Życie Warszawy".